wtorek, 17 marca 2015

ROZDZIAŁ III

                               
Następnego dnia Harry obudził się z dziwnym uczuciem. Czuł, że coś było nie tak, ale jego umysł nie pracował jeszcze na najwyższych obrotach, więc nie wiedział, skąd wzięło się to przekonanie i co ono w ogóle znaczyło. Zresztą, czy to naprawdę było aż tak istotne? Zapewne niedługo ciotka zawoła go na śniadanie, a wtedy jego nastrój i tak stanie się sprawą drugorzędną.  
Leżąc niezmiennie na łóżku i ignorując odczuwany dyskomfort, Harry usłyszał czyjś głośny oddech. Otworzył oczy i gdy zobaczył, że przytulał się do jakiegoś chłopaka, serce zaczęło mu bić jak szalone. Przez kilka niewyobrażalnie długich sekund nie mógł się ruszyć, nie potrafił się także skupić i przypomnieć sobie, gdzie się znajdował. Pragnął zamknąć oczy i zapomnieć o wszystkim, ale wówczas uświadomił sobie jeszcze jedną rzecz - jego lewa ręka znajdowała się na kroczu chłopaka. Nie! Błagam, tylko nie to! Na Merlina, co za wstyd! - pomyślał i instynktownie zabrał dłoń.
Niestety, jego nieprzemyślana i nieco zbyt gwałtowna reakcja dała niepożądane rezultaty. Mike mruknął coś niewyraźnie pod nosem, a potem również otworzył oczy. Spojrzał na Harry'ego i dostrzegł szkarłatny rumieniec na jego twarzy. Początkowo nie rozumiał powodów takiej reakcji, ale kiedy popatrzył na swoje ciało, wszystko stało się jasne. Świetnie, akurat dzisiaj musiało mi się to przytrafić. Przecież to wygląda tak dwuznacznie! Co on sobie o mnie pomyśli?
- Cześć, wyspałeś się? - zapytał już na głos.
- Tak, dziękuję. I przepraszam, że cię obudziłem, ale... - zamilkł raptownie i odwrócił głowę.
- Nie musisz kończyć. Wiem, że to nie twoja wina. - Mike po raz pierwszy się zarumienił i z zakłopotaniem spuścił wzrok. - Chcesz skorzystać z łazienki? - spytał po chwili.
- Nie, możesz iść pierwszy. Ja sobie jeszcze chwilę poleżę, o ile nie masz nic przeciwko temu.
- Okej. Gdybyś czegoś potrzebował, to śmiało możesz wejść. W końcu nie mam już nic do ukrycia - zaśmiał się odrobinę nerwowo. Chciał rozładować napiętą atmosferę, lecz nie osiągnął zamierzonego rezultatu. Wyskoczył więc szybko z łóżka i w milczeniu pognał do łazienki. 
Gdy Mike zatrzasnął za sobą drzwi, Harry pozwolił sobie na głośne westchnięcie, a potem przykrył twarz poduszką. Merlinie, dlaczego zawsze ja? Znam go od niedawna, a tu taka plama!
Czuł tak ogromne zażenowanie i wstyd, że marzył tylko o tym, by zapaść się pod ziemię i zniknąć z tego świata. Niby nie stało się nic nadzwyczajnego, a mimo to i tak nie potrafił się uspokoić. Starał się przekonać samego siebie, że żadna reakcja nie była zamierzona. Nie planował tego. Mike zresztą też nie. Wiedział, że nikt nie ponosił winy, więc dlaczego czuł się tak źle? Cholera, Harry, weź się w garść! - pomyślał w chwili, gdy Mike wrócił do pokoju.
- Okej, możesz już iść.
- Dzięki - mruknął w odpowiedzi i jak najszybciej pobiegł do łazienki. Musiał się uspokoić, pobyć choć chwilę w samotności, bo na razie nie potrafił spojrzeć przyjacielowi w oczy.  
Zamknąwszy drzwi, zdjął bokserki i wskoczył pod prysznic. Najchętniej nie wychodziłby spod niego co najmniej przez kilka godzin, wiedział jednak, że to nie rozwiąże jego problemów. Musiał stawić im czoła. Zarówno tym wczorajszym, jak i tym, które narodziły się niedawno.
Po szybkiej kąpieli wziął kilka głębszych oddechów i wrócił do pokoju. W milczeniu się ubrał, a potem razem z Mikiem zszedł do kuchni.
- Dzień dobry, Harry - powiedziała pani McVogel, parząc dla siebie kawę. - Tak wcześnie u nas? - zapytała ze zdziwieniem. - Nie zrozum mnie źle, ale myślałam, że przyjdziesz trochę później.
- Przepraszam, ale... - zamilkł, bo nagle zabrakło mu słów. Poczuł się głupio, lecz sam nie wiedział dlaczego. Nie rozumiał też, za co chciał przeprosić.    
- Daj spokój, nie tłumacz się - odparł Mike, a potem przeniósł spojrzenie na matkę i pokrótce wyjaśnił jej sytuację: - Harry spał dzisiaj u mnie. Przyszedł około północy, bo... chciał z kimś pogadać.
- Rozumiem - odpowiedziała, choć nie było to do końca zgodne z prawdą. Zdawała sobie sprawę, że coś się stało, nie wiedziała tylko co. Miała swoje przypuszczenia, tym bardziej, że Harry wydawał się dziwie przygaszony. Wczoraj co prawda też nie tryskał entuzjazmem, ale zapewne było to spowodowane stresem. Dzisiaj był inny, bardziej skryty i zdystansowany. O co mogło chodzić?
Pani McVogel była zaintrygowana; starała się zignorować zżerającą ją od środka ciekawość, lecz bezskutecznie.
- Harry, wszystko w porządku?
Chłopak milczał, więc ponownie odezwał się za niego Mike.
- Nie, mamo. Nic nie jest w porządku. Harry ma trochę problemów i chciałby się zatrzymać u nas na kilka dni. Później wszystko ci wyjaśnię. Na razie daj mu spokój.
- Dobrze - odparła, patrząc na bruneta ze współczuciem. - No i oczywiście nie mam nic przeciwko, żebyś u nas został. 
- Przepraszam za kłopot, ale nie wiedziałem, co ze sobą zrobić - zaczął Harry, czując, że powinien jakoś wytłumaczyć swoje zachowanie. - Po powrocie do domu pokłóciłem się z wujkiem. Sytuacja wymknęła się spod kontroli, wuj wpadł w szał i... mnie uderzył. Nie chciałem i nie mogłem tam dłużej zostać. Dlatego uciekłem. - Spuścił głowę, dziwiąc się swojej otwartości.
Nagle stało się coś, czego zupełnie się nie spodziewał. Poczuł, że ktoś się do niego przytulił. Tą osobą była pani McVogel.
- Kochanie, tak mi przykro. - Na chwilę zapadła cisza. - Spróbuj się tym nie martwić. Możesz u nas zostać, to żaden problem. Mamy wystarczająco dużo miejsca - dodała i w końcu wypuściła go z objęć.
Harry uśmiechnął się z wdzięcznością.
- Nie rozmawiajmy już o tym - zarządziła nagle kobieta. - Siadajcie i mówcie, co chcielibyście zjeść na śniadanie.
- Tosty! - krzyknął Mike.
- Harry?
- Tosty będą w sam raz - odparł.
Niedługo później pani McVogel postawiła przed nimi talerz wypełniony stertą chrupiących smakołyków. Chłopcy od razu wzięli się za jedzenie, więc ona także usiadła przy stole i w spokoju sączyła swoją kawę.
Dwadzieścia minut później wszyscy byli już najedzeni. Harry i Mike odsunęli od siebie puste talerze, więc pani McVogel zebrała je ze stołu i włożyła do zmywarki. Ustawiła program, a potem odwróciła się w ich stronę.
- Chłopaki, mam do was prośbę. Może skoczylibyście do sklepu po drobne zakupy?
- W porządku - odparł Mike, upewniwszy się przedtem, że Harry nie miał nic przeciwko temu.
- Przyniosę wam pieniądze i listę.
Zdążyła zrobić tylko kilka kroków, nim Harry wysunął swoją propozycję.
- Ja mogę zapłacić.
Pani McVogel szczerze się do niego uśmiechnęła.
 - To bardzo miłe z twojej strony, ale nie zgadzam się.
- Dlaczego? Już tyle dla mnie zrobiliście, więc chciałbym się jakoś odwdzięczyć.
- Jesteś naszym gościem.
- Ale...
- To tylko zakupy - przerwała mu. - Zresztą nie śmiałabym prosić cię o pieniądze. Na pewno nie w sytuacji, gdy ich nam nie brakuje.
Harry przez chwilę milczał, szukając kolejnych argumentów. Kiedy jednak nie wymyślił niczego, co mogłoby przekonać kobietę do zmiany zdania, skinął ze zrezygnowaniem głową.
- Niech będzie.

* * *

Niedługo później chłopcy wyszli z domu. W czasie drogi rozmawiali o błahostkach, a mimo to bawili się wyjątkowo dobrze. Choć żaden z nich nie powiedział tego głośno, mieli wrażenie, jakby znali się od wieków.
Po kwadransie dotarli do celu. Wzięli duży koszyk i ruszyli na zakupy. Chodzili wokół regałów, rozmawiając o różnych produktach. Wymieniali się preferencjami i doświadczeniami smakowymi. Cały czas dopisywały im humory, więc nie hamowali się przed zrobieniem lub powiedzeniem czegoś głupiego. Głośny śmiech często zakłócał innym klientom zakupy, lecz oni nie zwracali na to uwagi.       
Sytuacja zmieniła się diametralnie, gdy znaleźli się w pobliżu działu z nabiałem. Harry zbladł i niemal się zatrzymał. Z niedowierzaniem wpatrywał się przed siebie, nie wiedząc, co powinien zrobić.
- Poczekaj - powiedział nagle i złapał przyjaciela za ramię. - Cofnijmy się, bo chyba widziałem super promocję.
Mike uniósł brwi, uważnie obserwując Harry'ego. Nie miał podstaw, by mu nie wierzyć, czuł jednak, że nie o promocję tutaj chodziło.
- Coś się stało?
- Nie, wszystko jest okej.
Mike popatrzył na niego sceptycznie, ale nic nie powiedział.
- Harry?
Chłopcy odwrócili się jak na komendę. Przed nimi stała drobna kobieta, którą Mike od razu poznał.
Petunia Dursley wyglądała na zdenerwowaną i zagubioną, o czym świadczyły jej drżące dłonie i zamknięta postawa. Co prawda kilka razy próbowała się odezwać, jednak za każdym razem głos odmawiał jej posłuszeństwa.
Czas zdawał się stanąć w miejscu. Mike przez chwilę przyglądał się kobiecie z jawną niechęcią, a potem przeniósł wzrok na Harry'ego. Widząc jego minę, był przekonany, że ten niebawem eksploduje. Kiedy więc ruszył przed siebie, nie odzywając się do ciotki ani słowem, na kilka sekund go zamurowało.
- Poczekaj! - Tym razem kobiecie udało się odezwać. - Chciałbym z tobą porozmawiać.
Harry gwałtownie się zatrzymał.
- Nie mamy sobie nic do powiedzenia - odpowiedział chłodno.
- To, co się wczoraj stało...
- Jak śmiesz o tym wspominać?! - Harry przestał nad sobą panować; odwrócił się w stronę ciotki i popatrzył na nią jak na coś plugawego i niewartego jego uwagi. - Nie zrobiłaś nic, kompletnie nic! Pewnie cieszysz się, że w końcu pozbyliście się problemu! - krzyczał, nie dbając o to, że jego głos słychać było w całym markecie.
- Harry...
- Nie chcę cię słuchać! - warknął, a potem pobiegł w kierunku wyjścia.
Mike obrzucił kobietę nienawistnym spojrzeniem i pognał do najbliższej kasy. Zapłacił za zakupy i z reklamówkami w rękach ruszył na poszukiwania przyjaciela. Nim znalazł się na zewnątrz, zauważył jeszcze, że Petunia cały czas stała w tym samym miejscu. Zupełnie go to nie obchodziło. W końcu to ona i jej cholerny mąż byli wszystkiemu winni.
Minął kwadrans, potem drugi i trzeci, a po Harrym wciąż nie było ani śladu. Mike nie był pesymistą, jednak w tej chwili zaczął poważnie niepokoić się o przyjaciela i o to, co ten mógł zrobić. Nie miał najmniejszego pojęcia, gdzie go szukać, usilnie zastanawiał się nad miejscem, w którym mógłby się ukryć, ale nic nie przychodziło mu do głowy.
Do czasu.
Niespodziewanie wpadł na pewien pomysł. Pognał przed siebie, licząc na to, że tym razem miał rację.

* * *

Dotarłszy do parku, w którym po raz pierwszy spotkał Harry'ego, był zdenerwowany jak nigdy dotąd, a w głowie miał tysiące różnych myśli. Z szybko bijącym sercem przemierzał kolejne alejki i gdy w końcu dotarł do tej ławki, odetchnął z ulgą.
Niepewnie podszedł do przyjaciela i usiadł obok niego. Harry nie zareagował; nie podniósł wzroku, nie powiedział ani słowa, nawet nie drgnął. Niezmiennie wpatrywał się w ziemię, trzymając w ręce dogasającego papierosa.
Mike także milczał. Zdawał sobie sprawę, że w takich chwilach nie liczyły się słowa, tylko świadomość, że ktoś był obok.
- Nienawidzę jej - odezwał się niespodziewanie Harry i wypuścił dym nosem. - Powiedz, jaki tupet trzeba mieć, żeby zrobić coś takiego?
Po raz ostatni zaciągnął się papierosem, a potem rzucił niedopałek na ziemię i przydeptał go butem.
- Nie wiem.
- Dlaczego jak zawsze nie mogła udać, że nie istnieję?
- Nie wiem - powtórzył Mike. - Przykro mi, że ją spotkaliśmy. Naprawdę.
- Niepotrzebnie.
- Nie możesz się załamywać. Nie daj jej tej satysfakcji.
Harry uniósł głowę. Z jego twarzy zniknęła apatia, zamiast tego pojawiły się na niej oznaki niedowierzania.
- Nie jestem załamany, tylko wkurwiony.
Mike zamrugał szybko oczami, nie będąc pewnym, czy to, co usłyszał, było prawdą, czy tylko wytworem jego wyobraźni. Nie wiedział, co powiedzieć; nie takiej reakcji spodziewał się po Harrym.
- To dlaczego uciekłeś? - zapytał. - Dlaczego tutaj siedzisz?
- Dlaczego tutaj siedzę? - powtórzył powoli, jakby naprawdę zastanawiał się nad odpowiedzią. - W tym miejscu najlepiej mi się myśli. I wiesz co? Kiedy jestem wkurzony, to nie mogę się powstrzymać i muszę zapalić. - Zamilkł na chwilę, sugestywnie patrząc na przyjaciela. - To twoja wina. Ty mnie tego nauczyłeś.
Mike zaśmiał się głośno i udał skruszonego.
- Przepraszam? - Harry pokręcił z politowaniem głową, mimo to kąciki jego ust mimowolnie się podniosły. - Wracamy do domu? Bo przypominam, że mieliśmy jechać na małe zakupy.
- No dobra, chodźmy. - Wstali z ławki i wyszli z parku.
Podczas drogi powrotnej do domu Harry był spokojny, ale nie emanował już dobrym humorem. Nie wykazywał szczególnej chęci do rozmowy, więc Mike nie próbował go nawet zagadywać. Zdawał sobie sprawę, że ostatnie wydarzenia nie były dla Harry'ego łatwe. Całkowicie go rozumiał, tym bardziej teraz, kiedy poznał jego ciotkę. Kobieta już na pierwszy rzut oka nie wyglądała na kogoś, kto miewał wyrzuty sumienia, a jej zachowanie utwierdziło go tylko w przekonaniu, że cała jej rodzina była okropna. Najgorsze w tym wszystkim było jednak to, że Harry nie miał innych krewnych i musiał z nimi mieszkać. Za każdym razem, kiedy Mike o tym myślał, po plecach przechodziły mu ciarki. Skoro on tak reagował na samo wyobrażenie, to co musiał czuć Harry?
Ciekawiła go odpowiedź na to pytanie, nie chciał jednak poruszać tego tematu, bo czuł, że przyjaciel, pomimo zaistniałego zdarzenia, był teraz szczęśliwy. Nie traktowano go już niewłaściwie, nikt do niczego go nie zmuszał i dzięki temu mógł robić to, na co miał ochotę.
Niedługo później chłopcy dotarli do domu i w ciszy weszli do środka. Harry pomógł przyjacielowi zanieść zakupy do kuchni, a potem bez słowa udał się na górę. Mike nie próbował go zatrzymać; chciał mu dać czas na poukładanie rozbieganych myśli. Miał tylko nadzieję, że późniejsza wyprawa poprawi mu samopoczucie.
Nie spiesząc się, rozpakował torby. Potem zrobił sobie herbatę i usiadł przy stole. W takim stanie zastała go jego matka.
- Mike?
- Tak?
- Gdzie jest Harry?
- Na górze. Chyba zamknął się w pokoju. - Zamilkł na chwilę, zastanawiając się, czy powinien opowiedzieć o tym, co wydarzyło się w sklepie. - Wiesz, spotkała nas pewna nieprzyjemna sytuacja...
Pani McVogel zmarszczyła brwi.
- Co masz na myśli?
Mike głośno westchnął i dopiero potem zaczął wszystko wyjaśniać.
- Spotkaliśmy ciotkę Harry'ego. Zaczepiła nas w sklepie, bo chciała z nim pogadać, ale... nawiązała do wczorajszego dnia. Harry wygląda na kruchego, ale myślę, że w środku jest silny. Nie znaczy to jednak wcale, że nic nie czuje i nie przejmuje się tym, że przez szesnaście lat mieszkał z ludźmi, dla których nic nie znaczy.
Kobieta skinęła ze zrozumieniem głową.
- W takim razie dlaczego do niego nie pójdziesz?
Mike bez słowa odstawił kubek z herbatą i udał się na górę. Gdy wszedł do swojego pokoju, nie zastał w nim Harry'ego. Usłyszał jednak dźwięk wody, zauważył także na łóżku ubrania przyjaciela. Uspokojony usiadł w fotelu, cierpliwie czekając, aż chłopak skończy brać prysznic.
Kwadrans później Harry wyszedł z łazienki.
- O! - Zatrzymał się raptownie. - Nie słyszałem, kiedy przyszedłeś - wytłumaczył.
Mike nie odpowiedział.
- Przepraszam, że zostawiłem cię na dole, ale skoro mamy jechać na zakupy, to musiałem się trochę odświeżyć.
- Nie przepraszaj. Nie masz za co - powiedział szczerze. - Ale wiesz co? Trochę mnie zaskoczyłeś. Prawdę powiedziawszy, myślałem, że dalej jesteś przybity i nadal chcesz pobyć w samotności.
- Zgadza się, na początku tak było - przyznał Harry i zaczął się ubierać. - Ale potem pomyślałem sobie, że mam ich wszystkich w dupie. W końcu ten etap jest już za mną. Poza tym przypomniałem sobie, jak dobrze się rano bawiliśmy i stwierdziłem, że nie chcę tego psuć.
- Naprawdę?
Harry wzruszył tylko ramionami, bo nie wiedział, co mógłby powiedzieć.
- Jesteś cholernie inteligentny - stwierdził z powagą Mike.
- Nie uważam, żeby moja postawa o tym świadczyła. Ale i tak dzięki. - Na chwilę zamilkł. - Za ile chciałbyś wyjść?
- Skoro jedziemy do Londynu, to najlepiej by było, gdybyś zebrał się jak najszybciej.
Harry zamarł z koszulką w ręku.
- Co? Aż do Londynu? - zdziwił się. - Po co tak daleko? Przecież tutaj też są sklepy.
- Ale nie ma w nich zbyt dużego wyboru.
- To co ty masz zamiar kupić?
- Trochę tego będzie - zaśmiał się Mike, wstając z fotela. - W końcu trzeba przygotować się na nowy semestr.
Harry przewrócił z rozbawieniem oczami.
- Masz jeszcze miesiąc - przypomniał mu.
- Niby tak, ale jaką mam gwarancję, że później będę mieć przy sobie równie dobrego doradcę?
Tym razem Harry wybuchnął głośnym śmiechem.
- Doradcę? Czy ja wyglądam na stylistę?
- Nie bardzo. Ale jesteś chłopakiem, więc możesz mi coś doradzić. Przecież nie zabiorę ze sobą matki. Ona nie potrafi być względem mnie obiektywna.
- No, może masz rację - zgodził się. - Już prawie jestem gotowy - dodał, zakładając koszulkę.
- Poczekam na dole.
- Nie musisz. Jeszcze tylko spodnie - mruknął pod nosem Harry, zajmując się przeszukaniem swojego kufra.
Części jego garderoby latały we wszystkie strony, w końcu jednak odnalazł najlepszą parę spodni i wciągnął je na biodra. Po chwili odwrócił się do Mike'a, trzymając w ręku plik banknotów.
- Okej, jestem gotowy.
- A te pieniądze to masz zamiar nosić w ręku? - zapytał z powagą Mike, z trudem powstrzymując się przed wybuchnięciem głośnym śmiechem.
- Co? Ach... no nie, ale... zaraz... - Po raz kolejny zaczął szperać w swoim kufrze. Kilkanaście sekund później wyprostował się i z zaciśniętą na portfelu dłonią krzyknął: - Mam cię, skubańcu!
Tym razem Mike nie próbował nawet nad sobą zapanować, tylko od razu zaczął się śmiać. Niemal natychmiast poczerwieniał na twarzy, a w kącikach jego oczu pojawiły się łzy. Harry założył ręce na piersiach i w spokoju czekał, aż Mike doprowadzi się do porządku. Gdy ten w końcu złapał normalny oddech, schował pieniądze do portfela i bez słowa ruszył do drzwi.
Zeszli na dół i odszukali panią McVogel. Kobieta siedziała przy stole w kuchni i pochylała się nad jakimiś dokumentami. Od czasu do czasu sięgała po stojący obok kubek z kawą albo talerzyk wypełniony ciasteczkami.
- Mamo?
- Mmm? - mruknęła, nie podnosząc nawet głowy.
- Idziemy na zakupy. Wrócimy wieczorem, więc nie musisz czekać z obiadem.
Usłyszawszy jego słowa, pani McVogel uśmiechnęła się półgębkiem.
- Dobrze. Tylko nie wracajcie zbyt późno i w razie jakichkolwiek problemów od razu do mnie dzwońcie.
- Jasne - odparł Mike. - To pa.
- Bawcie się dobrze.    

* * *

Dziesięć minut później chłopcy siedzieli już w taksówce i wyjaśniali kierowcy, dokąd chcieli się udać. Wskazawszy dokładny cel ich podróży, brodaty mężczyzna pokiwał ze zrozumieniem głową, a potem wybrał w myślach najdogodniejszą trasę i szybko włączył się do ruchu.
Na zewnątrz panowała przyjemna aura, więc podróż do Londynu nie wydawała się czymś przerażającym czy nadmiernie wyczerpującym. Po ostatnich upałach nadeszło oczekiwane ochłodzenie, co nie znaczy, że pogoda diametralnie się pogorszyła. Wciąż było pogodnie i słonecznie, ale nie gorąco. Dodatkowo Harry'emu powrócił dobry humor; chłopak coraz częściej się uśmiechał, a czasem nawet z czegoś zażartował. Mike co chwilę wybuchał głośnym śmiechem, przez co kierowca z rozbawieniem zerkał na nich we wstecznym lusterku.
Chłopcy naprawdę dobrze się bawili, więc nie zwracali uwagi na upływ czasu. Wydawało im się, że niedawno wsiedli do samochodu, gdy nagle taksówkarz oznajmił, że dotarli na miejsce. Mike zapłacił mu za podróż, po czym razem z Harrym skierował się do ogromnego centrum handlowego.
W środku znajdowała się niezliczona ilość butików z ubraniami, księgarnie, drogerie, kawiarenki i inne sklepy, w których oferowano różnorodne usługi. Mike był zainteresowany kupnem przede wszystkim nowych ubrań, więc od razu ruszył do pierwszego sklepu, który znajdował się po lewej stronie od wejścia. Harry poszedł za nim, nie wiedząc jeszcze, co go czeka.
Po przejściu do męskiego działu zaczęli szukać dla siebie czegoś ciekawego, w międzyczasie prowadząc luźną rozmowę. Czasami proponowali sobie modne i stylowe ubrania, a potem zgodnie wybuchali śmiechem, zastanawiając się, kto mógł być na tyle zdesperowany, by ubrać się w coś takiego.
Kwadrans później obaj skończyli poszukiwania, jednak ilość wybranych przez Mike'a ubrań była kilka razy większa niż ta, na którą zdecydował się Harry.
- Tylko tyle? - zdziwił się chłopak, widząc stosunkowo niewielki stosik przyjaciela. - Nie podoba ci się ten sklep?
- Nie, dlaczego?
- Jeszcze pytasz?
Harry wzruszył bezradnie ramionami, bo nie za bardzo rozumiał, na czym polegał problem.
- Daj się ponieść emocjom! Przecież sam chciałeś wymienić całą swoją garderobę - powiedział, zamaszyście przy tym gestykulując. - Wiesz co? Przymierz to, co już wybrałeś, a ja znajdę dla ciebie jeszcze kilka innych rzeczy.
- Och, nie! Daj spokój...
- Nie opieraj się! Masz możliwość, to korzystaj.
Harry westchnął i ze zrezygnowaniem poszedł do przymierzalni. Założył spodnie, biały T-shirt i bluzę z kapturem, którą chwilę później wymienił na kraciastą koszulę. Wszystko idealnie na niego pasowało, mimo to nie przebrał się z powrotem w swoje ubrania, tylko czekał na powrót przyjaciela.
Wyjrzał z kabiny akurat w momencie, gdy ten do niej podszedł.
- Hmm... - Mike zlustrował go od góry do dołu i niemal niezauważalnie się przy tym skrzywił. - Koszula jest świetna, ale nie jestem przekonany do spodni. Szczerze mówiąc, w ogóle mi się nie podobają.
- A co z nimi nie tak?
- Nie pasują do ciebie.
Harry uniósł sceptycznie brwi, a ponieważ Mike nie odezwał się już ani słowem, ponownie przejrzał się w lustrze. Obracał się w różne strony, ale niezależnie od tego, jak bardzo wytężał wzrok, nie potrafił zrozumieć, dlaczego przyjaciel nie aprobował jego wyboru.
- Czemu?
Mike przewrócił oczami.
- Harry, rozumiem, że przywykłeś do workowatych ubrań, ale to nie jest teraz modne.
- To co proponujesz?
- Masz, zobacz, czy te są dobre - powiedział i rzucił mu jakieś czarne spodnie. - A koszulę możesz mi oddać. Od razu odłożymy ją na bok.
Harry zasłonił kotarę, by kilka minut później ponownie ją odsłonić. Podał przyjacielowi koszulę, po czym rozłożył szeroko ręce i z miną cierpiętnika obrócił się wokół własnej osi. Mike obejrzał go dokładnie z każdej strony, a kiedy skończył, na jego twarzy malował się szeroki uśmiech.
- No, to ja rozumiem!
- Nie uważasz, że są trochę za ciasne? - zapytał niepewnie.
Mike pokręcił głową.
- Nie, są idealne. Po prostu nie jesteś przyzwyczajony do takiego kroju.
- Może masz rację - odpowiedział Harry. - To ja się przebiorę, bo ty także musisz przymierzyć swoje ubrania.
- Zapomnij o tym. Jeszcze z tobą nie skończyłem - zaśmiał się. - I jak zdejmiesz z siebie te spodnie, to powiedz mi, jaki nosisz rozmiar. Wybierałem je na oko, a chciałbym dobrać ci jeszcze kilka par.
Harry nawet nie zamierzał się spierać, tylko od razu wrócił do przymierzalni. Założył swoje ubrania, a potem opuścił kabinę i mimowolnie zerknął na znajdujący się obok Mike'a fotel.
- Chłopie, ileś ty tego nabrał? - przeraził się. - Zamierzasz wykupić cały sklep?
- To nie dla mnie - odparł. - Te czarne spodnie były strzałem w dziesiątkę, więc dobrałem taki sam fason, ale w innym kolorze. Nie wiedziałem, czy lubisz odważne barwy, więc postawiłem na granatowy, szary, brązowy i ciemnozielony.
- Zwariowałeś? Po co mi tyle spodni?
- Moim zdaniem to wciąż za mało, ale jak na pierwszy sklep wystarczy. Obok jest jeszcze jeden i mówię ci, jest świetny! Potem skoczymy do obuwniczego i... Nie potrzebujesz nowej bielizny?
- Mike, błagam, opanuj się! - powiedział Harry, nie wiedząc, jak zinterpretować zachowanie chłopaka. - Mieliśmy zrobić małe zakupy. Małe! Wolę sobie nie wyobrażać, jak według ciebie wygląda zakupowe szaleństwo.
Mike wzruszył jedynie ramionami.
- No dobra, skoro uważasz, że to przesada, to wybierz sobie jakiś komplet i się przebierz. Przynajmniej nie będziesz musiał wracać do domu w... tym czymś - dodał cicho, z odrazą myśląc o jego wcześniejszych ubraniach.
Harry postąpił zgodnie z sugestią przyjaciela. Potem rozsiadł się wygodnie w fotelu i z rozbawieniem w oczach czekał, aż Mike przymierzy swoje ubrania. Początkowo planował trochę się z niego ponabijać, ale ostatecznie uznał, że nie będzie przedłużać wizyty w sklepie i zaaprobuje niemal wszystko.
Niedługo później zebrali swoje rzeczy i podeszli do kasy. Ekspedientka nie była zadowolona, gdy zauważyła, że mieli na sobie nie swoje ubrania, ale gdy zapłacili za zakupy, wyraźnie się uspokoiła. Chłopcy pożegnali się i zmienili lokal; przeszli do sklepu, o którym niedawno mówił Mike.
Po kolejnych czterech, szalonych godzinach, ich portfele były o wiele cieńsze, brakowało im także rąk do niesienia toreb z zakupami. Na szczęście obaj wyglądali na zadowolonych, w szczególności Harry, bo w ciągu jednego dnia kupił więcej ubrań niż przez ostatnie lata. Ostatecznie skończyło się na tym, że wzbogacił się o siedem par spodni, trzy pary adidasów, trampki, kilka buz i koszul, dwa swetry oraz parę podkoszulek. Nie musiał więc dłużej nosić worków, które odziedziczył po kuzynie. 
Skończywszy szalony maraton po centrum handlowym, Mike zasugerował, by przed powrotem do domu jeszcze coś zjedli. Harry bez wahania zgodził się na tę propozycję, więc przeszli do strefy gastronomicznej i zatrzymali się w jakiejś restauracji, w której serwowano domowe jedzenie. Zmęczeni opadli na krzesła, a pakunki postawili na podłodze. Zaraz potem do ich stolika podszedł kelner i wręczył im karty dań. Zamówili po szklance soku pomarańczowego, po czym dokładnie zapoznali się z menu.
- Jestem wykończony. Nigdy więcej nie dam ci się zaciągnąć na zakupy - powiedział z powagą Harry, choć tak naprawdę zachowanie i nieznana mu dotąd twarz Mike'a niesamowicie go bawiły.
- Daj spokój, nie było tak źle. A kiedy zobaczysz reakcje ludzi na swoją metamorfozę, to uznasz, że było warto.
- Niewykluczone.
W tym samym czasie do ich stolika wrócił kelner, niosąc na tacy dwie szklanki z sokiem pomarańczowym. Postawiwszy przed nimi napoje, zapytał, czy może już przyjąć zamówienie. Obaj skinęli głową i wskazali mu odpowiednie pozycje w menu. Mężczyzna skrupulatnie zanotował wszystko w swoim notatniku, a potem odebrał od nich karty dań i poszedł do kuchni, by przekazać kucharzowi nowe dyspozycje.
- Mam tylko nadzieję, że jesteś zadowolony - kontynuował Mike.     
- No cóż, skłamałbym, gdybym zaprzeczył. Od dawna chciałem pozbyć się starych ubrań, ale nigdy nie miałem okazji, by wybrać się na zakupy. Przyznaję więc, że było fajnie. Jedynym minusem jest fakt, że nie mam już siły. Na nic - dodał, stawiając mocny nacisk na ostatnie słowo. - Nigdy nie przypuszczałem, że robienie zakupów może być tak męczące.
- Kwestia przyzwyczajenia. No i liczy się efekt, a ten jest taki, że laski lecą na ciebie jak ćmy do ognia.
Harry zakrztusił się sokiem i zaczął kasłać. Szybko sięgnął po serwetkę, by wytrzeć twarz, a potem rozejrzał się na boki, sprawdzając, jak wiele osób było świadkiem jego małego wypadku.
- Co ty pleciesz?
Mike uniósł z niedowierzaniem brwi.
- Nie mów, że nie widziałeś, jak ta blondynka się na ciebie patrzyła. W sklepie - dodał, bo zdał sobie sprawę, że przyjaciel naprawdę nie rozumiał, o co mu chodziło. - Chłopie, gdzie ty masz oczy? Laska dosłownie pożerała cię wzrokiem, niewiele brakowało, by dostała ślinotoku, a ty nawet tego nie zauważyłeś?
- Byłem zajęty zaspokajaniem twoich modowych żądzy - odparł obronnym tonem. - Poza tym to niemożliwe. Pewnie chodziło jej o ciebie, nie o mnie.
- Przestań pajacować.
- Mówię poważnie.
Mike westchnął i pokręcił z politowaniem głową. Nie przywykł do tego, że musiał tłumaczyć komuś coś, co dla wszystkich innych było oczywiste.
- Dobra, posłuchaj. Wiem, że zabrzmi to trochę gejowato, ale nie pozostawiasz mi wyboru. Jesteś dość wysokim, opalonym brunetem. Masz intensywnie zielone oczy i wystarczająco dobrze zarysowane mięśnie, by nie rzucała się w oczy twoja niedowaga. Myślisz, że tylko faceci zwracają uwagę na wygląd? Wierzysz w te brednie, że liczy się jedynie charakter?
- Nie wiem, nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Nigdy też nie przywiązywałem szczególnej uwagi do swojego wyglądu.
Ponieważ kelner przyniósł właśnie ich zamówienie, Mike nie zareagował na ostatnie słowa Harry'ego. Zaniechawszy rozmowę, chłopcy zaczęli jeść, co z kolei uświadomiło im, jak bardzo byli głodni. Z wielkim apetytem pochłaniali pieczone ziemniaki i grillowanego kurczaka, mając wrażenie, jakby nigdy nie próbowali czegoś równie wspaniałego.
Pół godziny później ich talerze świeciły pustkami. Harry zawołał kelnera i poprosił go o rachunek, Mike natomiast zadzwonił do Diany i poinformował ją, że są jeszcze w Londynie i dopiero będą wracać do domu.
Zaraz potem, zapłaciwszy za posiłek, Harry i Mike opuścili centrum handlowe. Na zewnątrz było już ciemno, zdecydowanie się ochłodziło, do tego na niebie pojawiły się gęste chmury. Obawiając się, że pogoda może im spłatać psikusa, szybko złapali taksówkę.
Początkowo kierowca swobodnie przemieszczał się ulicami Londynu, kiedy jednak zbliżyli się do trasy wylotowej z miasta, utknęli w korku. Harry zamknął oczy, bo zrobił się senny. Nie wiedział, czy wynikało to ze zmęczenia spowodowanego szalonymi zakupami, czy po prostu jego organizm domagał się poobiedniej drzemki.
Nie zapadł jednak w głęboki sen, nie zasnął nawet na chwilę, tylko wykorzystał nadarzającą się okazję, by jeszcze lepiej poznać Mike'a. Był mu ogromnie wdzięczny za zakupy i pomoc w wyborze ubrań, nawet jeśli nie zamierzał się do tego przyznać. Zamiast tego zainicjował rozmowę na błahe tematy, choć ta z czasem przerodziła się w poważną dyskusję o bieżącej sytuacji politycznej na wyspach.
Ponieważ zbliżał się weekend i wielu londyńczyków wyjeżdżało z miasta, gigantyczne korki nie skończyły się wraz z jego opuszczeniem. To z kolei doprowadziło do tego, że chłopcy dotarli do domu kilka minut przed północą, a wtedy byli już tak wyczerpani, że marzyli tylko o położeniu się do łóżka. Przed pójściem na górę wstąpili jednak jeszcze do kuchni, by napić się wody. A tam, na stole, znaleźli wiadomość od pani McVogel.

Chłopcy!
Mam nadzieję, że zakupy się udały. Wybaczcie, że na Was nie zaczekałam, ale muszę wstać wcześnie do pracy. Przez cały dzień mam kilka ważnych spotkać, zapewne wrócę do domu późno w nocy, więc tym razem to Wy nie czekajcie na mnie z obiadem. :)
Całusy
Diana

Mike uśmiechnął się szeroko, odłożył kartkę z powrotem na stół, a potem spojrzał na Harry'ego sugestywnie i uśmiechnął się jeszcze szerzej. Do głowy przyszedł mu pewien pomysł, który już teraz wywoływał w nim ogromne podekscytowanie.
- Wiesz co to znaczy? Jutro porządnie zabalujemy!
Harry uśmiechnął się nieznacznie, ale nie miał ani siły, ani ochoty, by próbować wykrzesać z siebie więcej entuzjazmu.
- Chodźmy na górę. Jutro się dowiesz, co wymyśliłem.
Mike poszedł zamknąć dom, a potem razem z Harrym udał się na górę. Po wejściu do pokoju odstawili na bok torby z zakupami i zaczęli się rozbierać. Gdy prawie wszystkie części garderoby znalazły się na ziemi, od razu rzucili się na łóżko. Ponieważ cały dzień znajdowali się poza domem, wciąż nie rozwiązała się sprawa z łóżkiem dla Harry'ego. Obaj byli jednak zbyt zmęczeni, by się tym przejmować, więc zanim zgasło światło, zdążyło paść jeszcze tylko jedno, krótkie słowo:
- Dobranoc.
 ~ ~ ~ ~
Przepraszam za opóźnienie. Coś mi wypadło i nie byłem w stanie wstawić rozdziału wcześniej.

BETASeya (bardzo dziękuję!)
EDIT: 12.11.2018 r. 

9 komentarzy:

  1. Hej,
    ciut krótko i znów trzeba czekać :P Ogólnie dobrze piszesz, czekam na więcej.

    btw. z Surrey do Londynu jest autostradą około 30 mil, co przy cenie min. 1.5 funta za kilometr daje niezłą kwotę około 75 funtów (wliczając zwyczajowe 10% napiwku). Niezła wyprawa. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, wiem :) Chociaż przyznam się szczerze, że na początku w ogóle o tym nie pomyślałem. Dopiero później coś mnie tknęło i sprawdziłem tę odległość. Uznałem jednak, że nie będę już tego zmieniał. W końcu dłuższa wyprawa dobrze im zrobi :)

      Usuń
  2. Bardzo fajny rozdział.:) Scena na początku dosyć zaskakująca, tak się nawet zastanawiam, czy zamierzasz to jakoś rozwinąć... Nie, i tak mi nie powiesz, wiem o tym, ale i tak się zastanawiam. Mógłbyś nie być aż tak tajemniczy.xd
    Nie lubię Petuni, nigdy jej nie lubiłam. Niby w sklepie nic takiego nie zrobiła, właściwie nawet nie zdążyła, ale wcześniej też niczego nie zrobiła... Tak się zastanawiam, czy gdyby Harry wtedy nie uciekł, tylko tak po prostu się poddał, czego skutkiem byłoby dalsze bicie przez Vernona, to nadal by tak stała i patrzyła się... Już samo to, że zawsze postępowała względem niewinnego przecież dziecka w taki sposób sprawia, że jej zwyczajnie nie znoszę. Dobra, Harry nie powinien pić i palić, ale prawda jest taka, że jego nigdy nikt nie wychowywał, więc i tak skończył dosyć dobrze... o ile można tak powiedzieć.
    Cieszę się, że Mike zadbał o ubiór Harry'ego. W końcu chłopak jakoś wygląda. Ale trochę mu też współczuję... Niby jestem dziewczyną, ale nie lubię łazić godzinami po sklepach...xd Doskonale rozumiem jego ból.:)
    Dużo weny
    Seya

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    Diana jest wspaniałą kobietą, zakupy się udały, Harry wymęczony i to bardzo, jestem ciekawa reakcji przyjaciół jak zobaczą go w innych ciuchach niż tych workowatych..
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow, podziwiam im za całodniowe zakupy. Ja po godzinie mam już dość :D Wytrwali z nich zawodnicy. No i Harry w obcisłych spodniach? Nie mogę sobie tego wyobrazić :p

    OdpowiedzUsuń
  5. Chłopaki coraz lepiej sie dogadują..aż szkoda, że niedługo będą musieli sie rozstać.
    Scena po obudzeniu- bezbłędna! Czyżbyś zamierzał jakoś to ciągnąć?
    Petunia...o ile kompletnie nie dziwie sie Harremu, ze nie chciał z nią rozmawiać to jednak ciekawi mnie, co chciała powiedzieć.
    Te zakupy.... hmmm czy Mike na pewno jest hetero? Pierwszy raz widze, żeby facetowi tyle radości sprawiało kupowanie ciuchów;D

    www.swiatlocienn.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie wiem, czy to przeczytasz, ale i tak piszę. Kolejny, genialny rozdział, pełen wspaniale opisanych wydarzeń. Coraz bardziej lubię twojego Harry'ego i Mike"a. Diana też wyszła ci świetnie. Matka, która rozumie, ale nie stawia surowych zasad. Całe zakupy, były ciekawe, sam fakt, że mężczyźni lubią zakupy, był ciekawy. Nie, żebym myślała stereotypami, ale nie spotkałam się jeszcze z zakupami opisanymi w taki sposób. Zaskakujesz oryginalnością.
    Zastanawia mnie jedno: czy oni będą tylko przyjaciółmi? Nie żeby coś, ale jednak jakieś wątpliwości są. Nie mam nic to związków homoseksualnych, także w opowiadaniach, jestem po prostu ciekawa. Ale zobaczymy, co będzie dalej.
    Po raz trzeci dzisiaj, życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytam każdy komentarz, nawet jeśli na niego nie odpowiadam. :)

      Bardzo się cieszę. Staram się być oryginalny, w końcu jaki sens miałoby kopiowanie innych pomysłów? Moim zdaniem nawet faceci lubią zakupy, przynajmniej w pewnym stopniu. Owszem, robimy je rzadziej niż kobiety, no i nie mówimy o nich często. No ale chyba każdy lubi robić coś dla siebie. Chyba. :D

      Cieszę się również, że masz wątpliwości. :D Próbuję pisać tak, żeby nie wszystko od razu było jasne. Poza tym chcę móc bez przeszkód wprowadzać zmiany w dalszych rozdziałach. :D Czasami przychodzą mi do głowy naprawdę różne pomysły, więc nie chciałbym palić za sobą żadnych mostów. Na razie nie planuję takiego wątku, ale kto wie, co wydarzy się później? :D

      Wena na pewno się przyda. :D Pomysły są, ale z natchnieniem bywa czasami dużo gorzej.

      Pozdrawiam!

      Usuń
  7. Hej,
    mama Mike jest wspaniałą kobietą, zakupy się udały, Harry jest całkowicie wymęczony i to bardzo, jestem ciekawa reakcji przyjaciół jak zobaczą go w innych ciuchach niż tych workowatych..
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń