Następnego
dnia Harry obudził się dość wcześnie. Wydawało mu się, że po tak intensywnej
dawce wrażeń, jaką zapewnił mu wczoraj Mike, będzie spał jak zabity. Jakie więc
było jego zdziwienie, gdy po przebudzeniu spojrzał na zegarek i zauważył, że
nie było jeszcze siódmej.
Ponieważ
czuł się wypoczęty, a energia rozsadzała go od środka, postanowił zacząć poranek
od zrobienia czegoś produktywnego. Ostrożnie wstał z łóżka, by nie obudzić
śpiącego obok chłopaka, równocześnie zastanawiając się nad tym, co ze sobą począć.
Nie zamierzał wychodzić z pokoju i samotnie spacerować po domu, bo byłoby to
dla niego zbyt krępujące. Bardzo lubił Mike'a, więc nie chciał robić niczego
głupiego. Wystarczy, że poprzedniego dnia popełnił spektakularną gafę i tym
samym doprowadził do wyjątkowo niekomfortowej sytuacji.
Nie
mając zbyt wielu sensownych pomysłów na zagospodarowanie wolnego czasu,
postanowił kontynuować rozpoczętą niedawno naukę. Bez wahania podszedł do kufra
i wyciągnął z niego opasłą księgę. Wiele ryzykował, wiedział o tym, mimo to nie
miał zamiaru zmienić zdania. Rozsiadł się więc wygodnie w fotelu i zaczął
czytać, nie przejmując się możliwymi konsekwencjami swojej decyzji.
Godzinę
później, skończywszy piąty rozdział, zerknął na Mike'a, lecz ten nadal spał jak
kamień. Uśmiechnął się pod nosem, a potem przeniósł spojrzenie z powrotem na
książkę. Nie dotarł jeszcze nawet do jej połowy, a już trafił na wiele
interesujących fragmentów, które zawierały mnóstwo ciekawych zaklęć. Kusiło go,
by natychmiast je wypróbować, zdawał sobie jednak sprawę, że nie miał ku temu
sprzyjających okoliczności. Obiecał sobie jednak, że weźmie się solidnie do
pracy, gdy tylko przyjedzie do Nory.
Westchnął
cicho, a potem zamknął książkę i schował ją do kufra. Znudziło go czytanie,
poza tym zauważył, że Mike coraz częściej przewracał się z boku na bok i robił
przy tym dziwne miny. Nie zastanawiając się nad swoim zachowaniem, wrócił do
łóżka i wlepił spojrzenie w drugiego chłopaka.
Niespodziewanie
Mike zaczął przebierać nogami, zaraz potem zamarł, a chwilę później przeciągnął
się, ziewnął głośno i otworzył oczy. Gdy dostrzegł wpatrującego się w niego
Harry'ego, zmarszczył brwi i spytał:
-
Czemu tak na mnie patrzysz?
- Bo
robisz śmieszne miny - odpowiedział z uśmiechem Harry.
-
Długo tak leżysz?
- A bo
ja wiem? Kilka, no może kilkanaście minut - skłamał.
Mike
wyglądał na zakłopotanego.
- Nie
mogłeś spać? Wiesz, że jeśli wstaniesz wcześniej ode mnie, to zawsze możesz
mnie obudzić.
-
Jesteś pewien?
-
Teraz, jak mnie o to pytasz, to nie bardzo. - Harry przewrócił oczami. - Tak,
jestem pewien. A co?
- Nie,
nic. Wydawało mi się, że lubisz sobie dłużej pospać, ale jeśli chcesz, to jutro
masz pobudkę o piątej.
- Co?!
Tyle czasu wlepiasz we mnie te zielone gały? - spytał, a jego głos zabrzmiał
jakoś dziwnie słabo.
Harry
zamrugał szybko oczami. Nie przypuszczał, że przyjaciel mógł dojść do takich
wniosków.
-
Zwariowałeś? Jasne, że nie - odparł. - Przed chwilą skończyłem czytać książkę. Już trochę mnie
męczyła, więc postanowiłem sprawdzić, czy jeszcze śpisz. Wtedy zrobiłeś tak
dziwaczną minę, że nie mogłem się powstrzymać i musiałem kontynuować obserwację
-
wyjaśnił, po czym wybuchnął niekontrolowanym śmiechem. - To było świetne! Żałuj,
że tego nie widziałeś.
- Bardzo
śmieszne...
- Oj,
daj spokój -
stwierdził, ocierając z twarzy łzy rozbawienia. - Ty też się ze mnie
nabijasz.
-
Racja, wybacz -
powiedział poważnym tonem, choć jego usta wygięły się w nieśmiałym uśmiechu, a
w oczach pojawił się dziwny błysk. - Przecież nie mogłem wyglądać gorzej niż...
- Ej!
Nie pozwalaj sobie na zbyt wiele!
-
Przepraszam, nie wiedziałem, że to temat tabu.
-
Wstawaj, bo widać wylegiwanie ci nie służy! - powiedział dziarsko,
ignorując ostatnie słowa chłopaka.
Mike
powoli podniósł się z łóżka i z uśmiechem na ustach poszedł wziąć prysznic.
Kwadrans później, odświeżony i całkowicie rozbudzony, wrócił do pokoju, nucąc
pod nosem wymyśloną przez siebie melodię. Harry przewrócił oczami, a potem
zamknął się w łazience i także się wykąpał.
Wykonawszy
wszystkie poranne czynności, chłopcy zeszli do kuchni. Sami musieli przygotować
dla siebie śniadanie, ale nie stanowiło to dla nich żadnego problemu, wręcz
przeciwnie, z zapałem wzięli się do pracy, bo dzięki temu mieli kolejną okazję
do wygłupów i żartów. Całkiem szybko zastawili stół różnymi smakołykami, jednak
pozostawili po sobie prawdziwe pobojowisko.
Po
zjedzonym posiłku sprzątnęli resztki jedzenia i brudne naczynia, a potem
przenieśli się do salonu. Przez kilka minut siedzieli w ciszy, obaj zbyt
zaabsorbowani własnymi myślami, by ze sobą rozmawiać. W końcu jednak cisza
stała się na tyle nieznośna, że Mike postanowił ją przerwać.
- Co
dzisiaj robimy?
- Mam
nadzieję, że nic męczącego.
- Aż
tak wyczerpały cię wczorajsze zakupy?
-
Jeszcze pytasz? -
zaśmiał się. -
Ja nie żartowałem. Naprawdę jesteś gorszy niż dziewczyny.
Mike
zachichotał.
- W
tej chwili mam ochotę tylko leżeć i leżeć...
-
Hola, hola, zwolnij ten galop! - przerwał mu Mike. - Nie podoba mi się, że
twoje marzenia brną w nie tę stronę, co powinny - dodał, po omacku
chwytając poduszkę i rzucając nią w niego.
-
Aaau! -
krzyknął Harry i złapał się za ramię, choć tak naprawdę niemal nie odczuł
uderzenia. -
Serio powiedziałeś zwolnij ten galop?!
Boże, a myślałem, że to ja jestem żałosny...
- Uważaj,
bo pomyślę, że nie trafiłem i muszę się poprawić.
- Nie,
dzięki, nie trzeba. Już wystarczająco mi pomogłeś. Szkoda tylko, że nie
rzuciłeś czymś cięższym. Może następnym razem użyjesz cegły?
Na
chwilę zapadła cisza. Chłopcy popatrzyli na siebie z wyjątkową powagą, a potem
zgodnie wybuchnęli głośnym śmiechem.
W
taki właśnie sposób minął im poranek. Przez kilka godzin siedzieli w salonie,
początkowo jedynie ze sobą rozmawiając. Z czasem dyskusja stała się mniej
dynamiczna, znudziło ich także ciągłe przekomarzanie się, więc Mike włączył
telewizor i skakał po kanałach dopóty, dopóki nie trafił na jakiś film.
Do
pierwszej reklamy obaj z zainteresowaniem wpatrywali się w ekran, potem jednak Harry
zaczął się nudzić. Patrząc za okno, czuł wyrzuty sumienia, że bezchmurny i
ciepły dzień spędzał w domu przed telewizorem. Mike zdawał się nie mieć takiego
dylematu, dlatego nie przerwał mu seansu, nawet nie próbował, tylko cierpliwie
znosił wszelkie niedogodności.
Do
czasu.
-
Mike?
- Co?
Przez
chwilę słychać było jedynie dźwięki płynące z telewizora, bo Harry nie
wiedział, jak łagodnie wyjaśnić przyjacielowi, że miał dość wpatrywania się w
ekran i chciałby porobić coś ciekawszego.
-
Nudzi mi się -
powiedział w końcu, dochodząc do wniosku, że w tym wypadku nie było sensu
owijać niczego w bawełnę.
Mike
uśmiechnął się szeroko.
-
Wiem, zauważyłem. Zastanawiałem się tylko, jak długo będziesz jeszcze zwlekać,
nim wreszcie się do tego przyznasz. - Sięgnął po pilota i wyłączył telewizor. - Co w
takim razie proponujesz?
- Liczyłem
na twoją kreatywność.
- Oj,
Harry, ale ty jesteś leniwy...
-
Wcale nie! -
krzyknął. Nie zabrzmiało to jednak zbyt przekonująco, nawet w jego odczuciu. - No
dobra, może czasami.
Na
chwilę zapadła cisza.
-
Niech będzie, dzisiaj się poświęcę - powiedział Mike. - W zasadzie mam nawet
pomysł, co moglibyśmy zrobić, ale to dopiero wieczorem. A teraz? Sam nie wiem.
- To
może się przejdziemy? Szkoda by było siedzieć w domu, kiedy na dworze jest taka
pogoda.
-
Okej. Chodźmy.
* *
*
Spacerowali
po Privet Drive, świadomie unikając zbliżenia się do domu Dursleyów. Harry
ochłonął już po ostatnim spotkaniu z ciotką, co nie znaczy, że zapomniał o
innych krzywdach, które wyrządziła mu razem z mężem i synem. Chciał zapomnieć o
przeszłości, odciąć się od niej raz na zawsze, więc oglądanie domu, w którym
się wychowywał, nie wyszłoby mu na dobre.
Mike
na szczęście zdawał się to doskonale rozumieć, bo dbał o to, by nie zabrakło im
tematów do rozmowy, dzięki czemu Harry nie miał czasu myśleć o tym, o czym nie
powinien. Oprócz tego zręcznie manipulował dyskusją, co zwykle kończyło się
tym, że raz dowcipkowali, innym razem rozmawiali na poważnie, a jeszcze później
znowu się wygłupiali. Tak było i tym razem, przez co żaden z nich nie zwrócił
uwagi na to, jak daleko zawędrowali.
Dotarli
niemal do centrum, o czym świadczyła stale powiększająca się liczba mijanych sklepów
oraz innych miejsc, gdzie oferowano szeroki i rozbudowany wachlarz usług. Po
jednej stronie ulicy znajdowały się głównie bary i restauracje, po drugiej -
kawiarenki i kino.
Właśnie
przechodzili obok niewielkiego centrum handlowego, gdy nagle Mike się zatrzymał.
- Mam
pomysł!
-
Jaki? -
zapytał niepewnie Harry, mając dziwne wrażenie, że to, co usłyszy, wcale nie
przypadnie mu do gustu.
Mike
uśmiechnął się tajemniczo.
-
Zaraz zobaczysz -
odparł tylko i skierował się ku wejściu do galerii.
Harry
wziął głęboki oddech. Ciekawe, co tym
razem wymyślił -
pomyślał, a potem ruszył za przyjacielem.
Gdy
wszedł do centrum handlowego, początkowo nie mógł nigdzie dostrzec Mike'a.
Przez chwilę rozglądał się wokół siebie, aż w końcu zobaczył go przed wejściem
do jakiegoś lokalu. Z tej odległości nie potrafił jednak stwierdzić, jakie
usługi tam oferowano. Podszedł więc do uśmiechniętego przyjaciela, ale zanim
zdążył cokolwiek powiedzieć, jego uwagę przyciągnął napis na drzwiach.
- O
nie! Nie zgadzam się!
- Na
co?
-
Chcesz mieć kolczyk? - odpowiedział pytaniem.
- Nie,
Harry, nie chcę. MY chcemy.
Zamurowało
go.
- Że
co proszę?!
-
Zrobimy sobie kolczyk. W końcu jakieś urozmaicenie dnia.
-
Jesteś stuknięty -
powiedział, w międzyczasie zastanawiając się nad tym, czy Mike nie robił sobie
z niego żartów. -
Nie uważam, by... -
urwał w połowie zdania, bo przyjaciel popchnął go w stronę drzwi.
Gdy
weszli do lokalu, Harry założył ręce na piersiach i zrobił naburmuszoną minę. Chciał
w ten sposób dać wyraz swemu niezadowoleniu, problem w tym, że Mike w ogóle nie
zwracał na niego uwagi.
-
Dzień dobry, w czym mogę pomóc?
Nagle,
nie wiadomo skąd, pojawiła się przed nimi młoda kobieta. Była dość wysoka, lecz
ponadprzeciętny wzrost w ogóle nie ujmował jej uroku, podobnie jak kolczyki,
które miała w uszach i nosie.
-
Dzień dobry, chcielibyśmy zrobić sobie kolczyk - odpowiedział Mike, biorąc
na siebie ciężar przeprowadzenia tej rozmowy.
Harry
prychnął, lecz przyjaciel nie zwrócił na niego uwagi. Co innego pracownica
lokalu, która zerknęła na niego z zaskoczeniem, jakby doskonale zdawała sobie
sprawę, że on nie był przekonany do pomysłu przekłucia sobie czegokolwiek.
- Byli
panowie umówieni?
- Nie,
ale to chyba żaden problem, prawda?
- Chwileczkę
-
powiedziała i wyszła na zaplecze.
Mike
uniósł brwi. Nie rozumiał zachowania kobiety. Okej, może nie byli umówieni, ale
jakie to miało znaczenie, skoro tylko oni dwaj byli w lokalu? Spojrzał na
Harry'ego, jednak ten wyglądał na zadowolonego, więc odwrócił wzrok.
- Czy
dokonali już panowie wyboru części ciała, którą chcieliby przekłuć?
- Nie -
odparł Mike, uśmiechając się przepraszająco. - Liczyliśmy na pani pomoc.
Harry
przewrócił oczami.
- W
takim razie zapraszam za mną - odpowiedziała kobieta i zaprowadziła ich do jednego z
biurek. Gestem nakazała im usiąść, równocześnie zajmując miejsce naprzeciwko
nich. -
Od razu odradzam przekłucie języka - kontynuowała, podając im jakieś katalogi. - To
nie najlepsze miejsce dla osób, które nie są tego stuprocentowo pewne. Jest to
jeden z najbardziej unerwionych narządów, dlatego zabieg jest... odczuwalny.
Poza tym nie wszyscy potrafią przyzwyczaić się do kolczyka w tym miejscu.
Zamiast tego proponowałaby ucho, zarówno płatek, jak i chrząstkę, brew,
ewentualnie wargę lub nos. Ludzie często nie zdają sobie sprawy, że kolczyk
wiążę się z pewnymi konsekwencjami. Można go wyjąć, jasne, ale nie wszystkie
miejsca zrastają się idealnie, no i czasem pozostają po nim blizny.
- W
porządku -
odpowiedział Mike. -
To może brew? Harry, co myślisz?
-
Wciąż nie jestem pewien, czy to dobry pomysł.
-
Wolisz gdzieś indziej?
-
Wolałbym w ogóle nie mieć kolczyka, ale o tym już wiesz.
- Daj
spokój, przecież to nic wielkiego. No i nie zapominaj, że dziewczyny lecą na piercing
-
zaśmiał się i puścił mu oczko. - A gdyby ci się jednak nie podobało, w co wątpię, zawsze
możesz go wyjąć.
-
Chyba tak...
- Więc
zgoda? -
Harry skinął głową. -
W takim razie decydujemy się na brew - powiedział Mike, tym
razem zwracając się już bezpośrednio do kobiety.
-
Ucho. Nie brew. Ja wolę ucho.
-
Okej, ważne, że w ogóle to robisz.
Pracownica
salonu przysłuchiwała się ich kłótni z uwagą, próbując przy tym ukryć
rozbawienie. Z każdą chwilą coraz trudniej było jej nad sobą panować, dlatego
postanowiła odejść na bok i doprowadzić się do porządku.
-
Wybierzcie sobie któryś z dostępnych kolczyków, a ja w tym czasie przygotuję
sprzęt -
powiedziała i przeszła do sąsiedniego pomieszczenia.
- Co
ci się podoba? -
zapytał Harry'ego Mike.
- Ten.
-
Przekonałeś się już do mojego pomysłu?
Wzruszył
ramionami. Tak naprawdę sam nie wiedział, co o tym wszystkim myślał.
- Nie
mam nic do stracenia, prawda? Poza tym nie chcę być dłużej grzecznym chłopcem -
oznajmił z dziwnym błyskiem w oczach.
W
tej samem chwili do biurka wróciła kobieta i spytała:
- Kto
pierwszy?
- Ja! -
odparł Harry.
Gdy
razem z brunetką zniknął za drzwiami pokoju zabiegowego, Mike rozsiadł się
wygodnie w fotelu i pokręcił z niedowierzaniem głową. A już myślałem, że nic z tego nie będzie.
* *
*
Pół
godziny później chłopcy byli już w drodze do domu. Mike nie mógł uwierzyć, że
Harry początkowo niechętnie odnosił się do jego pomysłu, potem nieoczekiwanie zmienił
zdanie, a teraz zachowywał się tak, jakby to był najlepszy dzień w jego życiu. Szalony, a do tego nieprzewidywalny.
Zupełnie jak ja.
- Z
każdą chwilą utwierdzam się w przekonaniu, że to naprawdę nie był taki zły
pomysł -
powiedział Harry, delikatnie dotykając zaczerwienionego ucha. - Co
prawda trochę mnie boli, ale da się przeżyć.
-
Widzisz? -
Mike uśmiechnął się triumfalnie. - A ty się jeszcze zapierałeś.
-
Dziwisz mi się? Postawiłeś mnie przed faktem dokonanym!
- Też
racja. Ale nie rozmawiajmy już o tym. Lepiej przyspieszmy, bo to nie była
ostatnia atrakcja na dziś.
- No
tak, zapomniałem o twoim szatańskim planie - zaśmiał się Harry. -
Tylko nie wiem, czy chcę wiedzieć, co tym razem przyszło ci do głowy.
Mike
zaśmiał się głośno i poklepał go uspokajająco po ramieniu.
-
Spokojnie. Obiecuję, że to nie będzie nic strasznego.
Harry
nie odpowiedział, tylko zgodnie z sugestią przyjaciela zwiększył tempo marszu.
Dzięki temu droga powrotna zajęła im o połowę mniej czasu niż spacer, który
odbyli do centrum.
Wróciwszy
do domu, przygotowali dla siebie lekkostrawny obiad. Szybko go zjedli, a potem
posprzątali ze stołu i poszli do pokoju Mike'a.
-
Dowiem się wreszcie, co zaplanowałeś? - zapytał Harry, nie mogąc
dłużej walczyć z zżerającą go od środka ciekawością.
-
Wszystko w swoim czasie - odparł Mike, uśmiechając się tajemniczo. -
Jedyne, co na razie musisz wiedzieć, to... po prostu ubierz się w miarę
elegancko.
Harry
uniósł brwi, a ponieważ przyjaciel milczał, wzruszył ramionami i poszedł do
łazienki.
Mike odprowadził go wzrokiem, czując, że znowu
dał się zaskoczyć. Znali się od niedawna, ale w ciągu tego krótkiego czasu
zachowanie bruneta nieustannie się zmieniało. Chyba czuje się przy mnie swobodniej - stwierdził w myślach.
Początkowo był spokojny, cichy i skryty, nie licząc sytuacji w parku i sklepie.
Mało mi nie przywalił, kiedy go
zaczepiłem. Z ciotką było zresztą podobnie. No dobra, jej by nie uderzył, co
nie znaczy, że nie miał ochoty się na nią wydrzeć. Teraz z kolei był
bardziej otwarty i radosny. Coś czuję, że
to nie wszystko i pewnie jeszcze nie raz mnie zaskoczy -
kontynuował swoje wewnętrzne przemyślenia.
Niedługo
później Harry wrócił do pokoju, więc Mike złapał za swój ręcznik i także
poszedł się odświeżyć. Gdy wziął szybki prysznic i wyszedł z łazienki, od razu
ruszył w stronę szafy. Przeszedł obok Harry'ego, ale coś mu nie pasowało.
Zatrzymał się, obejrzał przez ramię i wytrzeszczył oczy.
Był
w szoku i nie dowierzał w to, co widział. Gdyby nie wiedział, że obok niego stał
Harry, to z pewnością by go nie rozpoznał. Chłopak miał na sobie te spodnie, niebieską koszulę i czarną
kamizelkę. Dodatkowo postawił włosy na żel. Teraz, bez tych workowatych ubrań,
wyglądał naprawdę dobrze. I pomyśleć, że wystarczyło kupić mu parę nowych
rzeczy, by zmienić go nie do poznania.
Przez
chwilę stał w miejscu, nie mogąc się ruszyć nawet o krok. Otrząsnął się dopiero
wtedy, gdy Harry zmarszczył brwi i spojrzał na niego pytająco.
- Coś
nie tak? Przesadziłem?
Mike
pokręcił głową.
- Nie,
nie, wszystko w porządku. Wyglądasz świetnie. Wiem, że to źle zabrzmi, ale...
nie spodziewałem się, że jesteś aż tak przystojny - dodał, na co przyjaciel
zarumienił się po czubki uszu.
- Eee...
dzięki. -
Podrapał się z zakłopotaniem po karku. - Ale chyba trochę
przesadzasz -
zaśmiał się odrobinę nerwowo, chcąc w ten sposób ukryć swoje zmieszanie.
- Być
może -
powiedział i zaraz potem dodał: - Choć mam wrażenie, że niedługo przekonasz się, że to ja
mam rację.
-
Jeśli dalej będziesz tak stał, to wątpię.
Mike
skinął głową, doskonale zdając sobie sprawę, że Harry powiedział to tylko po
to, by zmienić temat. Nie kontynuował więc tej dziwnej rozmowy, tylko podszedł
do szafy i koniec końców ubrał się podobnie jak przyjaciel, z tą różnicą, że
zdecydował się na szare jeansy i białą koszulę.
Niedługo
później wyszli z domu.
* *
*
Chłopcy
stali w kolejce do jednego z londyńskich klubów. Harry był lekko spięty i czuł
się dość niepewnie, bo nigdy dotąd nie miał okazji przebywać w takim miejscu.
Nie wiedział, czy będzie potrafił odnaleźć się w tłumie szalejących na
parkiecie ludzi, na duchu podnosiła go jednak obecność Mike'a, od którego biła ogromna
pewność siebie. Z takim kompanem nic nie mogło pójść źle, prawda?
Ponieważ
klub był otwarty od ponad godziny, przed wejściem zebrało się co najmniej
kilkadziesiąt osób. Chłopcy w milczeniu stali na początku kolejki, czekając, aż
w końcu uda im się dostać do środka.
Mike
widział, że Harry był zdenerwowany, ale mógł się założyć, że zaraz po wejściu
na salę wszystko się zmieni. Zawsze tak było. By jednak rozładować napięcie,
zaczął opowiadać o swoich imprezowych doświadczeniach, dzięki czemu przyjaciel
nieznacznie się rozluźnił. Ponadto wyciągnął paczkę papierosów i podsunął mu ją
pod nos, pamiętając o tym, że kiedy był spięty albo wkurzony, nie stronił od
nikotyny.
Harry
podpalił papierosa i mocno się zaciągnął. Wypuściwszy z płuc dym, z jego twarzy
zniknęły ostatnie oznaki podenerwowania.
Kilka
minut później chłopcy usiedli przy barze i zamówili drinki z wódką. Zgodnie z
przewidywaniami Mike'a ochroniarz uznał ich za dorosłych i bez problemów
wpuścił do klubu, a potem żaden z pracowników nie pytał ich już o dokumentny.
Impreza
z każdą sekundą nabierała tempa; z głośników niezmiennie płynęły dźwięki
światowych przebojów, przy barze i stolikach alkohol lał się strumieniami, a
barmani i kelnerki uwijali się jak w ukropie, byleby tylko nadążyć z obsługą
stale powiększającej się liczby łaknących zabawy ludzi. Mike co chwilę
spoglądał na parkiet, mając zamiar wkrótce dołączyć do tańczącego tłumu, ale
przedtem chciał napoić Harry'ego taką ilością alkoholu, by i on się zabawił. Podniósł
rękę, by przywołać stojącego najbliżej barmana, ale zanim zdążył zwrócić na
siebie jego uwagę, zaczepiły ich dwie nastolatki.
-
Jesteście sami? -
Mike skinął głową. -
My też, więc może chcielibyście nam potowarzyszyć?
Dziewczyna
była dość wysoka, prawdopodobnie dzięki kilkucentymetrowym szpilkom, miała
brązowe oczy i tego samego koloru włosy. Ubrana była w czarne legginsy, kusząco
opinające jej zgrabne nogi, i białą tunikę. Jej przyjaciółka, niebieskooka
blondynka, także wiedziała, jak się ubrać, by wyeksponować swoje atuty. Krwiście
czerwona sukienka gładko przylegała do jej wąskiej tali, a jedynym miejscem,
gdzie materiał nieco się marszczył, były okolice jej pokaźnego biustu.
Chłopcy
wymienili się szybkimi spojrzeniami.
-
Chętnie -
odparli zgodnie.
Dziewczyny
chciały się do nich dosiąść, jednak Harry zaproponował, by przenieśli się do
stolika. Wypatrzywszy wolne miejsce, zamówili cztery truskawkowe kamikadze i
odeszli od baru.
Siedząc
na uboczu i popijając alkohol, Harry zauważył, że jedna z dziewczyny, Vicky,
wpadła Mike'owi w oko. Aby mu nie przeszkadzać, skupił całą swoją uwagę na jej
koleżance, Cindy.
Początkowo
odczuwał pewien dyskomfort, bo przez kolor włosów dziewczyna przypominała mu
Hermionę. Zdawał sobie, że było to jedynie nikłe podobieństwo, mimo to obawiał
się, że za chwilę usłyszy z jej ust jakąś reprymendę. Potrzebował kilku minut,
by oprzytomnieć i zrozumieć, gdzie był i co robił. Dopiero wtedy mógł skupić
całą swoją uwagę na Cindy.
Im
dłużej z nią rozmawiał, tym lepiej się z nią dogadywał. Zapewne nie byłby tym
faktem w ogóle zdziwiony, gdyby jego doświadczenie w kontaktach z dziewczynami
było większe, albo gdyby chociaż nie popełnił tylu błędów przy budowaniu
relacji z Cho. Nie wiedział, czy swoją dzisiejszą śmiałość zawdzięczał
alkoholowi, czy idealnemu dopasowaniu charakterów. Choć, prawdę powiedziawszy,
niewiele go to obchodziło, bo zależało mu jedynie na dobrej zabawie. Z tego
powodu nachylił się ku dziewczynie i spytał ją o coś, o co normalnie nie miałby
odwagi spytać.
-
Zatańczymy?
Cindy
uśmiechnęła się szeroko.
-
Jasne!
* *
*
Impreza
trwała do piątej rano, lecz dla Harry'ego i Mike'a skończyła się pół godziny
wcześniej. Chłopcy cały wieczór bawili się w towarzystwie Vicky i Cindy, więc
kiedy dziewczyny postanowiły wrócić do domu, oni także opuścili lokal.
Wymieniwszy się numerami telefonów, rozeszli się w przeciwne strony.
Na
Privet Drive dotarli parę minut przed siódmą. Podczas jazdy taksówką Harry niemal
całkowicie stracił kontakt z rzeczywistością; na przemian otwierał i zamykał
oczy, głowa co chwilę opadała mu na ramię Mike'a, a kiedy chciał coś
powiedzieć, z jego ust wydobywał się niezrozumiały bełkot. Był tak pijany, że przyjaciel
musiał zaprowadzić go do pokoju i pomóc mu się rozebrać.
-
Cindy? -
mruknął Harry, tuląc się do poduszki. - Gdzie jesteś?
- Poszła
do domu. Ale nie martw się, jutro się z nią zobaczysz.
Harry
skinął głową, a potem przekręcił się na bok i chwilę później już spał. Gdy po
pokoju rozeszło się echo jego głośnego chrapania, Mike opadł na fotel i
przetarł spocone czoło. Nie mógł przestać się uśmiechać, bo już wyobraził sobie
minę przyjaciela, gdy powie mu, co robił i do jakiego stanu ostatecznie się
doprowadził.
* *
*
Gdy
kilka godzin później Harry otworzył oczy, miał wrażenie, jakby w głowę oberwał
tłuczkiem. Ból był nie do zniesienia, przez co nie mógł się skupić i
przypomnieć sobie, gdzie był, ani co robił. Kiedy jednak udało mu się zebrać
rozbiegane myśli, nie poczuł się lepiej, wręcz przeciwnie, świadomość, że
ostatnio coraz częściej miał problemy z koncentracją i pamięcią, sprawiała, że
jego zadowolenie gwałtownie zmalało.
Złe
samopoczucie wyzwoliło w nim także pokłady nieograniczone lenistwa, problem w
tym, że bardzo chciało mu się pić. I choć początkowo starał się o tym nie
myśleć, pragnienie było tak silne i deprymujące, że ostatecznie zrezygnował z
dalszej walki. Rozejrzał się po pokoju, ale nie zauważył niczego, czym mógłby
zaspokoić porannego kaca.
Chcąc
nie chcąc, musiał wstać z łóżka i zejść na dół. Wygrzebał się spod kołdry i
schylił po spodnie, lecz wówczas zakręciło mu się w głowie, co więcej, poczuł
nasilające się mdłości. Zrezygnowany położył się z powrotem na plecach i
zamknął oczy, licząc na to, że nieprzyjemne dolegliwości wkrótce miną.
Niespodziewanie
błoga cisza została zakłócona dźwiękiem otwieranych drzwi. Harry się skrzywił i
złapał za skronie, bo każdy odgłos, nawet najmniejszy, brzmiał jak uderzenie
wielkiego bębna.
Po
chwili podniósł głowę i spojrzał na stojącego w wejściu przyjaciela. Gdy ich
spojrzenia się spotkały, kąciki ust Mike'a delikatnie zadrżały, on sam zaś
spytał:
- Jak
się spało?
-
Raczej dobrze, tylko strasznie boli mnie głowa.
Mike
zaśmiał się głośno, nie myśląc o tym, że powinien być cicho.
-
Czyżby komuś doskwierał kacyk?
- Nie,
skądże znowu -
odparł sarkastycznie brunet. - Jasne, że tak. Nie widać?
-
Masz, wypij to -
powiedział Mike, podając mu szklankę z jakąś bezbarwną cieczą. Harry spojrzał
na niego pytającym wzrokiem, więc kontynuował: - Poczujesz się lepiej,
zaufaj mi. Ja już wypiłem swoją porcję. Myślisz, że gdybym nie znał jakiegoś sposobu
na kaca, to chodziłbym sobie tak od rana?
Gryfon
skinął w podziękowaniu głową i opróżnił szklankę. Przełknąwszy płyn, po raz
kolejny się skrzywił.
- Fuuu,
ale świństwo.
- A brałeś
kiedyś jakieś lekarstwo, które nie smakowałoby obrzydliwie? - zaśmiał
się Mike. -
A teraz chodź, musisz coś zjeść.
-
Poczekaj, tylko się ubiorę.
Wstał
z łóżka i podszedł do kufra. Gdy wyciągnął z niego czyste ubrania, zdał sobie
sprawę, że środek, który dostał od Mike'a, zaczął działać, bo przy schylaniu
się nie miał już zawrotów głowy, nie zapowiadało się także na to, że zwróci zawartość
żołądka. Uśmiechnął się więc szeroko, szybko się ubrał, a potem zszedł z
przyjacielem do kuchni, gdzie czekało już na nich śniadanie.
- Nie
wiem, co mi dałeś, ale to działa - powiedział z ulgą.
Usiadł
przy stole i napełnił swój talerz po brzegi. Teraz, gdy przestało mu być
niedobrze, miał wrażenie, jakby nie jadł od kilku dni.
- To
dobrze, przynajmniej nie będziesz cały dzień umierający.
-
Tylko jest jeden mały problem.
-
Jaki?
- Urwał
mi się film, więc nie jestem pewien, co wydarzyło się naprawdę, a co sobie
wymyśliłem.
Mike
spojrzał na niego z grobową powagą, lecz zaraz potem ryknął głośnym śmiechem.
- Czułem,
że tak będzie.
- Było
aż tak źle? -
zapytał z niepokojem Harry. Przed poznaniem Mike'a nie chodził na imprezy i nie
pił alkoholu, więc nie wiedział, do czego był zdolny, kiedy przekroczył swój
limit.
-
Praktycznie do końca imprezy trzymałeś się dobrze, ale kiedy wracaliśmy do
domu, nie mogłeś już ustać na nogach. W pewnym momencie prawie poleciałeś na
chodnik, więc później prowadziłem cię pod ramię. W taksówce kompletnie
odpłynąłeś, dlatego musiałem zanieść cię na górę i rozebrać. Chociaż, szczerze
mówiąc, wątpię, czy miało to dla ciebie jakieś znaczenie.
Harry
najpierw zbladł, a potem oblał się rumieńcem. Spuścił na chwilę głowę, a gdy
podniósł ją z powrotem, w jego oczach pojawiła się nadzieja. Nie miał powodów,
by nie wierzyć w opowieść przyjaciela, mimo to musiał się upewnić, że ten
niczego nie podkoloryzował i był z nim całkowicie szczery.
-
Żartujesz, tak?
Chłopak
pokręcił przecząco głową.
- Nie
przejmuj się. Zanim dziewczyny poszły do domu, byłeś w przyzwoitym stanie.
Harry
wytrzeszczył oczy.
- A
więc to nie był sen i niczego sobie nie wyobraziłem?
-
Czego konkretnie?
- Nazywały
się Vicky i Cindy, tak? - zapytał, ignorując pytanie przyjaciela.
-
Owszem.
-
Okej, czyli mój umysł nie płata mi figli - mruknął bardziej do
siebie niż do Mike'a, po czym zamilkł na chwilę i podrapał się po brodzie. -
Dobra, to powiedz mi, co się potem działo, bo nie pamiętam wszystkiego. Wiem,
że zaprosiliśmy je do stolika i wypiliśmy z nimi jakieś czerwone drinki. Co to tak
w ogóle było?
-
Truskawkowe kamikadze.
- Od
dzisiaj truskawki będą mi się źle kojarzyć.
Mike
wybuchnął głośnym śmiechem i pokręcił z politowaniem głową.
-
Dziwię się, że nie pamiętasz zbyt dobrze Cindy. Wydawało mi się, że świetnie
się razem bawiliście.
- Co
to znaczy? Ale chyba nie zrobiłem niczego głupiego? - zapytał cicho.
Przyjaciel
spojrzał na niego z powagą, ale nic nie powiedział. Celowo przedłużał ciszę, bo
niemal słyszał, jak trybiki w głowie Harry'ego pracowały na przyspieszonych
obrotach. Choć było to w pewien sposób okrutne, bawiła go ta sytuacja, więc
nalał sobie skoku do szklanki i dopiero wtedy odpowiedział:
- Zależy,
co rozumiesz przez zrobić coś głupiego.
- O
nie... Czyli jednak? - Mike wzruszył bezradnie ramionami. -
Boże, co za wstyd...
-
Wyluzuj...
- Ty
mnie tu nie uspokajaj, tylko mów co jeszcze robiłem!
- Na
początku tylko rozmawialiście i piliście drinki, potem wyciągnąłeś ją na
parkiet...
- Co?
Ja ją? To niemożliwe - przerwał mu Harry. - Ja nie umiem tańczyć.
Myślisz, że dobrowolnie ośmieszyłbym się publicznie?
Mike
prychnął.
-
Jeśli ty nie umiesz tańczyć, to ja jestem Elżbieta II. Ale nieważne. Nie
będziemy się o to spierać - powiedział stanowczo. - I co to znaczy, że to
niemożliwe? Przecież tam byłem i wszystko widziałem.
-
Jestem nieśmiały...
-
Błagam...
- I
mało która dziewczyna się mną interesuje.
Mike
pokręcił z niedowierzaniem głową. Wydawało mu się, że Harry zyskał już trochę
pewności siebie, ale wszystko wskazywało na to, że był w błędzie. To straszne,
jak Dursleyowie zniszczyli w nim poczucie własnej wartości.
-
Chłopie, spójrz w lustro! - powiedział, nieświadomie podnosząc głos. -
Jesteś zajebiście przystojny! Szczególnie teraz to widać, bo ubierasz się
normalnie. Ty nie widziałeś, jak inne laski patrzyły się na tę całą Cindy.
Jakby chciały ją rozerwać na miejscu!
Harry
nie odpowiedział, bo musiał sobie wszystko przemyśleć. Z jednej strony cieszył
się, że miał powodzenie u płci przeciwnej, a z drugiej - czuł
się z tym jakoś dziwnie. Rzadko kiedy bywał w takiej sytuacji. Co prawda w
Hogwarcie kilka dziewczyn wzdychało na jego widok, choć przeczuwał, że było to
spowodowane jego sławą, nie wyglądem.
Mike
w milczeniu wpatrywał się w Harry'ego; widział jego zmarszczone od zamyślenia
czoło, więc chwilowo wstrzymał się od dalszych wyjaśnień. Dopiero kilka minut
później odezwał się ponownie, dochodząc do wniosku, że wystarczająco długo się
nie odzywał.
- Mam
nadzieję, że w końcu coś do ciebie dotarło i pozwolisz mi kontynuować. Chyba że
boisz się poznać całą prawdę?
- Mów,
bo i tak czuję, że zaraz zejdę na zawał - odpowiedział pół żartem,
pół serio.
- Tak
jak mówiłem, poszliście potańczyć. Spędziliście na parkiecie pół wieczoru i
tylko czasem wracaliście do stolika, żeby się czegoś napisać. Później
zaczęliście wygłupiać się na barze. Nie wiem, jakim cudem z niego nie
zleciałeś, ani dlaczego nikt was stamtąd nie ściągnął - zaśmiał się głośno,
widząc kolejne rumieńce zakłopotania na twarzy Harry'ego. - Nie
mam pojęcia, co było potem, bo wyszedłem z Vicky na zewnątrz. Gdy wróciliśmy do
środka, siedziałeś z Cindy na kanapie, ale zanim do was podeszliśmy,
zaczęliście się obściskiwać i całować, więc nie chcieliśmy wam przeszkadzać i
poszliśmy potańczyć.
- Co?!
- Daj
spokój, przecież to nic złego.
W
tym samym czasie do domu wróciła pani McVogel i nieświadomie przerwała ich
rozmowę. Gdy weszła do kuchni, uśmiechnęła się do nich na powitanie, a potem
zrobiła sobie kawę i zaczęła opowiadać im o swoim spotkaniu. Później we trójkę
przygotowali obiad, zjedli go w miłej i spokojnej atmosferze, po czym poszli na
górę -
Diana wziąć kąpiel, chłopcy do swojego pokoju.
Mniej
więcej w ten sposób minął Harry'emu tydzień u Mike'a. Rano we dwójkę robili
śniadanie, choć nie zawsze jedli je w towarzystwie pani McVogel. Później
oglądali coś w telewizji, albo siedzieli na dworze. Czasem godzinami spacerowali
po Privet Drive, dwa razy wypili piwo w parku, jeszcze raz poszli do klubu i umówili
się z dziewczynami.
Każdy
spędzony z Mikiem i jego matką dzień Harry wspominał wyjątkowo dobrze.
Niestety, tydzień minął mu szybko i musiał pożegnać się z przyjacielem.
Niedługo na Privet Drive mieli pojawić się Weasleyowie i zabrać go do siebie, problem
w tym, że nie wiedzieli, że Harry uciekł od Dursleyów. Żeby zachować pozory i
ukryć swoją ucieczkę, Gryfon musiał wrócić pod dom wujostwa i tam czekać na
przyjaciół.
Po
ostatnim obiedzie u Mike'a, mimo kategorycznego sprzeciwu pani McVogel, Harry pomógł sprzątnąć ze stołu i pozmywać brudne naczynia. Chciał choć w taki sposób
odwdzięczyć się za pomoc, jaką uzyskał od niej i jej syna.
Przed
wyjściem z domu kobieta objęła go i powiedziała mu, że z przyjemnością go u siebie gościła. Potem dodała jeszcze, że ma nadzieję, że będzie
często wpadał do Mike'a. Harry odpowiedział z uśmiechem, że na pewno w
przyszłości ich odwiedzi.
Niedługo
później chłopcy ruszyli w stronę dawnego domu Harry'ego. Przez całą drogę
wspominali ich ostatni wspólny tydzień, często śmiejąc się z różnych sytuacji.
Rozmawiając o pierwszej imprezie w klubie, nawet Harry śmiał się z tego, co
robił i jak później na to wszystko reagował.
-
Chyba czas się pożegnać - powiedział Mike, gdy dotarli na Privet Drive 4. - Nie
ma sensu tego przedłużać, co nie? - dodał, nie potrafiąc ukryć smutku w głosie.
-
Szkoda, że to, co dobre, szybko się kończy.
- Mam
tylko nadzieję, że wpadniesz do mnie w przyszłym roku.
-
Jasne, tylko nie wiem kiedy. Wiesz, że już tu nie wrócę.
- No
tak, rozumiem -
odparł i podrapał się z zakłopotaniem po głowie. - Dobra, nie będziemy tu
tkwić jak dwa kołki. - Próbował się uśmiechnąć.
Harry
skinął głową.
-
Zaraz ktoś powinien po mnie przyjechać - powiedział, po czym
zapadła między nimi cisza. - Wiesz co? Cieszę się, że wtedy poszedłem do parku.
Dzięki tobie ten tydzień był najlepszy ze wszystkich w tym miejscu.
Tym
razem Mike bez problemów się uśmiechnął.
- Cała
przyjemność po mojej stronie.
- To
co? Do zobaczenia następnym razem?
- Może
w którymś klubie?
Harry
zaśmiał się i wyciągnął przed siebie rękę. Mike uścisnął ją, a potem go objął i
poklepał po plecach.
- Do
zobaczenia -
powiedział.
Uśmiechnął
się po raz ostatni i ruszył w drogę powrotną do domu.
~ ~
~
Bardzo
dziękuję za komentarze pod poprzednim postem. :) Szkoda, że było ich niewiele,
ale przecież nie można mieć wszystkiego, prawda?
BETA: Seya (dziękuję!)
EDIT: 25.11.2018 r.
BETA: Seya (dziękuję!)
EDIT: 25.11.2018 r.
Dzięki za podziękowania!:D
OdpowiedzUsuńLubię ten rozdział, bo ma dużo niespodzianek. Kolczyk, klub, kac, mizianie się z nieznajomą dziewczyną - to do Harry'ego niepodobne, ale z drugiej strony widać, że powoli zmienia się w niesfornego nastolatka. Doskonale pokazuje to moment, w którym nastolatkowie wkraczają w dorosłe życie i próbują nieznanego, przy okazji wyrażając swój sprzeciw przeciwko pewnym zasadom, zaczynają bronić swoich przekonań i walczą o swoje pragnienia. Oczywiście nie chodzi mi o jakieś patologiczne zachowanie, tylko o to, co każdy z nas przechodzi - alkoholowe imprezy (choć teoretycznie alkohol mogą pić tylko dorośli), urwane filmy, spontaniczne decyzje etc. Pokazałeś Harry'ego jako zwykłego nastolatka i to mi się podoba.
Cieszę się, że Harry ma przyjaciela, do którego zawsze będzie mógł wrócić. Wiem, że ma już takich przyjaciół, ale chodzi mi o to, że będzie mógł się u niego ukryć przed całym czarodziejskim światem, u swoich "magicznych" przyjaciół nie miałby takiego komfortu.
Szkoda, że spędzili razem tylko tydzień. Myślę, że Harry na tej znajomości mógłby naprawdę dużo skorzystać w sferze emocjonalnej. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że jeszcze się zobaczą, zanim Harry pojedzie do Hogwartu.
Dużo weny Ci życzę.
Pozdrawiam
Seya
Albo w Hogwarcie ;)
UsuńCieszę się że trafiłam na tego bloga czytalam już wiele takich blogów ale twój muszę przyznać ma w sobie to coś podoba mi się punkt widzenia trudne normalnie nienormalne życie Harrego z nutką magii Podoba mi się jeszcze to że nie traktujesz Harrego jak wszech potężnego wybawiciela czy życiowego nieudacznika tylko jak nastolatka z masą problemów wielką mocą szukającego oparcia jednym słowem doskonała miesznka obu osobowości .Życzę weny nie mogę doczekać sie następnego rozdziału 😊 Majka
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńHarry w klubie i świetnie się bawi, chyba właśnie czegoś takiego było mu trzeba, no i to przekłucie uszu , och chciałabym aby z nim spędził resztę wakacji…
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia
Rozdział pełen niespodzianek :D Kolczyk, kluby, dziewczyny... Co ten Harry! :D Podobał mi się jak każdy :)
OdpowiedzUsuńPs. Wybacz za długą przerwę :p
No i co teraz? Harry wróci do Hogwartu, Mike zostanie na Privet Drive.
OdpowiedzUsuńSzkoda troszkę, bo polubiam tego chłopaka. Jeszcze zeby był czarodziejem, a tak to nawet sowy nie wchodzą w grę.
www.swiatlocienn.blog.pl
Ten rozdział jest naprawdę dobry. Ja ogólnie już cię pokochałam, ale każdym rozdziałem coraz bardziej udowadniasz, że masz talent. I ja nie słodzę, uwierz, potrafię też skrytykować, ale na razie nie ma czego. Błędów nadal nie widzę, rozumiem, że masz betę lub jednorazową pomoc. Rzuciło mi się jedno w oczy, co jest takim językowym błędem - tępo. Chłodziło tam chyba o tempo, czyli o szybkość czegoś, a tępo można chociażby patrzeć. Tak tylko zauważyłam.
OdpowiedzUsuńCindy pojawiła się jednorazowo, jak rozumiem? W sumie, fajnie, że Harry się przełamał i nie jest takim Złotym Chłopcem. Tylko te rumieńce za często :D.
Teraz sobie uświadomiłam, że Mike jest trochę... przerażający. Serio, bo nie dość, że zawstydza Pottera, zna się na modzie lepiej ode mnie, a do tego wiecznie nadaje, że Harry jest przystojny. To strasznie, jestem kobietą, a tego nie robię, nigdy. Nie, żebym go nie lubiła.
Idę pisać swoje opowiadanie, pada już od szóstej rana i to idealna pogoda na pisanie. Chociaż lekko mnie już to przeraża, zaraz rzeka wyleje.
Pozdrawiam i życzę weny.
Bardzo się cieszę, no i dziękuję za komplement. :)
UsuńAkurat nie jestem zdziwiony, że popełniłem ten błąd. Myślę, że jestem już na etapie naprawdę szybkiego pisania, więc często pojawiają się takie „kwiatki”. :D I tak jest ich mało, bo moja ukochana beta bardzo dobrze je wyłapuje. W każdym razie dziękuję, że zwróciłaś na to uwagę. Zaraz to poprawię. :)
Tak, na chwilę obecną nie mam wobec Cindy żadnych planów, więc nie będzie się pojawiać często. O ile w ogóle będzie.
Rumieńce muszą być, przecież Harry nie może być od razu przesadnie śmiały. :D Nie chcę zrobić z niego żadnego playboya. :D
Pozdrawiam! :D
Fajne,fajne!Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńcudownie, Harry w klubie świetnie się bawi, chyba właśnie czegoś takiego potrzebował, rozluźnił się, odsapnął, no i to przekłucie uszu, chciałabym aby z Mike i jergo matkâ spędził resztę wakacji...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga