sobota, 2 maja 2015

ROZDZIAŁ VIII

 
Koniec wakacji zbliżał się w zastraszająco szybkim tempie. Harry miał wrażenie, że niedawno przyjechał do Nory i razem z Weasleyami przeniósł się do Kwatery Głównej, a tak naprawdę od tego wydarzenia minął prawie miesiąc.
Kolejnym dowodem na nieubłagany upływ czasu, było wyjście do Londynu, od którego także minęło już kilka dni. W odczuciu Harry'ego wydarzyło się to wczoraj.
Harry wstał bardzo wcześnie. Przyzwyczaił się do tego, że około szóstej był już na nogach. Ponieważ do śniadania zostawało mu kilka godzin wolnego, musiał sobie odpowiednio zagospodarować czas.
 Na początku robił serię ćwiczeń, potem długą i relaksującą kąpiel, a na końcu zagłębiał się w jakiejś lekturze. Jeżeli była interesująca, chodził do tajnego pokoju, aby móc zaspokoić żądzę i skończyć w odpowiednim, mniej porywającym momencie.
Tak też było i tego dnia, z tą różnicą, że dzisiaj nie ukrywał się w gabinecie. Leżał na łóżku i czytał książkę o eliksirach. Dziedzina ta może nie należała do jego ulubionych, ale teraz, gdy miał dostęp do różnych źródeł poświęconych temu rodzajowi magii i nie miał nad sobą Snape'a czekającego na jego najmniejszy błąd, to wszystko było w porządku. Dzięki temu zaczynał nawet rozumieć zamiłowanie nauczyciela do bulgoczących wywarów, chociaż nie uważał, że mogłoby go to pochłonąć do tego stopnia.
W momencie, gdy kończył ostatnią stronę Najniebezpieczniejszych eliksirów świata, drzwi do jego pokoju otworzyły się i stanął w nich Ron.
- Cześć - przywitał się. - Myślałem że śpisz, bo zazwyczaj to ty przychodzisz po mnie - stwierdził rudzielec.
- Poczekaj, dokończę tylko ostatni akapit - odpowiedział Harry, nie odrywając wzroku od lektury.
Po chwili odłożył książkę i popatrzył na przyjaciela.
- Co? - zapytał, dostrzegając dziwne spojrzenie Rona.
- Nic. Mam tylko wrażenie, że zamieniasz się w drugą Hermionę.
Zielonooki zaczął się śmiać, lecz po chwili dodał:
- Chodźmy lepiej na śniadanie.
Ron nie ruszył się jednak z miejsca.
- Nie śmiej się ze mnie, to prawda. Nie zauważyłeś, ile ostatnio spędziłeś czasu nad książkami?
- Owszem, czytam więcej niż kiedyś, ale bez przesady. - Harry nie widział żadnych zaskakujących zmian w swoim zachowaniu. A nawet gdyby coś zauważył, to przecież nie było w tym niczego złego.
- Żartujesz sobie ze mnie? - zapytał rudzielec.
- Nie, dlaczego? - Harry wyglądał na zaskoczonego tym pytaniem.
- To spójrz na swoje biurko i tą ilość cegieł, które tam masz.
Brunet odwrócił się we wskazanym kierunku i musiał przyznać przyjacielowi rację. Nie zdawał sobie sprawy, że pochłaniał książki w takim tempie.
- Oj, no dobra, masz rację. - Wyszli na korytarz. - Po prostu stwierdziłem, że skoro zaliczyłem SUM-y na wysokim poziomie, to warto by było go utrzymać. Zresztą, do książek sięgam tylko wtedy, kiedy mam wolną chwilę.
Niedługo potem weszli do kuchni, gdzie były już pani Weasley, Ginny i Hermiona.
- Chłopcy, w końcu jesteście! Już miałam iść was budzić. Nie rozumiem, jak możecie tyle spać.
- Mamo, daj spokój. Są wakacje, więc musimy wykorzystać ostatnie chwile na przyjemności - odpowiedział Ron, siadając przy stole. - Zresztą, Harry już nie spał, tylko czytał jakąś książę o eliksirach.
Gdy Hermiona usłyszała słowa Rona, spojrzała zszokowana na przyjaciela.
- Czytałeś dobrowolnie książkę o eliksirach? - zapytała, wciąż nie wierząc w to, co usłyszała.
Harry wzruszył ramionami.
- Wiesz, nie miałem już nic innego pod ręką - odpowiedział niewinnie.
- Nie wiedziałam, że zabrałeś się do tego na poważnie. Myślałam, że to tylko przejściowe.
- Nie powiem, że to moje hobby. Chociaż muszę przyznać, że książki są jak narkotyk, którego nie można przedawkować. - Zaśmiał się. - A tak na serio, zanim Ron wstanie, mogę sobie pozwolić na drobną lekturę. - Próbował się bronić.
- Stary, chyba naprawdę ci się nudzi, skoro wstajesz rano, żeby czytać książki - stwierdził rudzielec. - Zupełnie jak Hermiona - dodał.
- Hej! - krzyknęła dziewczyna i uderzyła rudzielca w ramię.
- Ron, mógłbyś wziąć z nich przykład. Nie każę ci siedzieć dwudziestu czterech godzin z nosem w książce, ale czasami dobrze by było, gdybyś jednak coś przeczytał - powiedziała pani Weasley, stawiając na stole śniadanie. Wszyscy od razu zaczęli jeść przygotowane jedzenie. Niektórzy kanapki, inni jajecznicę z bekonem, a jeszcze inni tosty z dżemem.
- A skoro jesteśmy przy temacie nauki, to chciałabym iść dzisiaj na zakupy. -  Popatrzyła na wszystkich po kolei. - Dlatego zaraz po śniadaniu, pójdziecie po swoje listy. Acha, Artur wypłacał wczoraj pieniądze, więc pomyśleliśmy, że tobie też weźmiemy gotówkę - zwróciła się do Harry’ego.
- Dziękuję.
Pół godziny później czworo przyjaciół było już po śniadaniu. Razem z panią Weasley jechali Błędnym Rycerzem do Dziurawego Kotła, w którym znajdowało się przejście na ulicę Pokątną.
Kobieta nie była szczęśliwa samotnym wyjazdem, ale nie miała innego wyboru. Jej mąż jeszcze przed śniadaniem dostał pilne wezwanie do Ministerstwa. Zamieszanie, w jakie pan Weasley wpadł, świadczyło o tym, że nie mógł w żaden sposób wyrwać się z pracy. Pani Weasley pocieszała się jednak tym, że w razie zagrożenia młodzież mogła użyć czarów.
Kilka minut później dotarli na miejsce. Dziewczynom dopisywał humor. Cały czas rozmawiały o czymś z przejęciem. Harry natomiast prowadził pod rękę Rona, który nie czuł się dobrze po przejażdżce autobusem.
- Nienawidzę tego autobusu! - mruknął rudzielec, próbując opanować mdłości.
Razem weszli do baru i przywitali się z barmanem. Nie zatrzymywali się dłużej, tylko od razu udali się na Pokątną.
 Ulica zmieniła się od ostatnich wakacji. Na ścianach zmniejszyła się liczba kolorowych reklam, a zwiększyła ilość listów gończych. Na szczęście tylko dwa sklepy były zabite deskami, więc „ludzie” czuli się w miarę bezpiecznie i nadal panował tłok, tak bardzo charakterystyczny dla tego miejsca.
- Na początek pójdziemy do księgarni - zdecydowała pani Weasley, po czym od razu ruszyła we wspomniane miejsce. Reszta podążyła za nią i zaczęła przeglądać swoje listy.
Przechadzali się pomiędzy regałami i zbierali potrzebne książki. Gdy mieli już wszystko, udali się do kasy. Kilka minut później wyszli ze zmniejszonymi paczkami, znajdującymi się w ich kieszeniach.
Kolejnym przystankiem była apteka, gdzie Harry, Ginny i Hermiona kupili sobie ingrediencje do eliksirów. Następnie zaopatrzyli się w zapas piór i pergaminów, kupili przysmaki dla sów i Krzywołapa, a potem odwiedzili jeszcze kilka innych sklepów, w tym Magiczne Dowcipy Weasleyów, gdzie bliźniacy sprezentowali im kilka swoich produktów.
Godzinę później siedzieli przy stoliku w lodziarni Floriana Fortescue'a i zajadali się lodowymi deserami.
- Pani Weasley, mógłbym pójść jeszcze do sklepu ze sprzętem do quidditcha? - zapytał Harry, ponieważ przypomniał sobie, że musi uzupełnić swój zestaw konserwujący.
- Oczywiście, kochanie, tylko nie siedź tam za długo, bardzo cię proszę - odpowiedziała pani Weasley. Mimo że udzieliła pozwolenia, to wyraźnie była przerażona perspektywą rozłąki.
- W porządku - zgodził się. - Idziecie ze mną? - zapytał resztę.
- Ja zostaję, nie mam już siły włóczyć się po sklepach - mruknęła Ginny.
Pozostała dwójka postanowiła jednak przejść się razem z przyjacielem. Chociaż Hermiona nie znała się na miotłach, ani sporcie, lubiła patrzeć, jak Harry z Ronem się tym ekscytowali. Oczywiście, o ile nie odbywało się to kosztem nauki.
Gdy weszli do sklepu, Harry skierował się po pastę do polerowania kija, a przyjaciele podążyli za nim. Potem wybrał jeszcze kilka zapinek do witek oraz zestaw konserwujący dla Rona. Wiedział, że przyjaciel go potrzebował, a nie miał wystarczającej ilości pieniędzy. Później pooglądali jeszcze miotły, w tym kilka nowych modeli. Ich wygląd był zniewalający, jednakże technicznie były gorsze od Błyskawicy.
Pół godziny później zapłacili za zakupy i ruszyli w stronę czekających na nich pani Weasley i Ginny.

* * *

Draco Malfoy skończył robić zakupy i siedział w restauracji, jedząc obiad. Towarzyszył mu jego najlepszy przyjaciel - Teodor Nott.
Od pierwszej wizyty na Pokątnej, Ślizgon jadał w stałym miejscu, dlatego śmiało mógł stwierdzić, że była to już jego tradycja. W przeciągu kilku lat nie zmienił niczego, nawet siadał w tym samym miejscu. Jedyna różnica polegała na tym, że teraz spędzał ten czas z innymi ludźmi.
 Zazwyczaj w zakupach towarzyszyli mu Crabbe i Goyle, dlatego razem z nimi jadał posiłek. W tym roku sytuacja uległa zmianie, ponieważ chłopcy przenieśli się do Durmstrangu i nie robili już zakupów na Pokątnej.
Niektórzy mogliby pomyśleć, że Draco był z tego powodu niezadowolony. Osoby, które doszłyby do takich wniosków, popełniłyby błąd.
W rzeczywistości Ślizgon niezwykle cieszył się z takiego obrotu sprawy. Uważał, że zmiana, której dokonała tamta dwójka, była najlepszą rzeczą, jaka przydarzyła mu się w życiu. W końcu mógł robić zakupy z przyjacielem i z nim dzielić swój wolny czas.
Największym paradoksem we wcześniejszej znajomości było to, że Draco nigdy nie przepadał za Crabbe'em i Goyle'em, a mimo to musiał znosić ich obecność. Nie pomagały żadne protesty i szantaże, a nawet to, że uznawał tę dwójkę za kompletnych idiotów. Próbował wszystkiego, naprawdę wszystkiego. Żartował, że poziom ich inteligencji był niższy niż IQ chochlików, wykorzystywał ich i często poniżał, licząc, że w ten sposób zrazi ich do siebie. Niestety żadne z tych działań nie przyniosło upragnionych efektów.
Powodem tych problemów było bagno, w jakie rodzina Malfoyów wplątała się przed laty. Lucjusz zafascynował się poglądami Voldemorta i dołączył do grona jego zwolenników. Decyzja ta doprowadziła do szeregu zmian, które niemal całkowicie zniszczyły życie jego rodziny.
Dla Dracona najgorszą karą była ciągła obecność dwójki Ślizgonów. Nie znosił ich, a na domiar złego mieli różne poglądy. Owszem, w pewnych kwestiach zgadzał się nawet z Voldemortem, jednakże nigdy nie miał nic przeciwko mugolom. Byli mu zupełnie obojętni, dlatego nie popierał brutalnych tortur, ani morderstw. Oczywiście w szkole bywał niemiły dla takich osób, ale częściej wynikało to z tego, że w jakiś sposób zaleźli mu za skórę.
Niestety Lucjusz popełnił błąd, którego nie mógł teraz naprawić. Czarny Pan zagroził, że spotka ich okrutna kara, jeśli odważą się wypowiedzieć mu posłuszeństwo. To był główny powód, dla którego dalej mu służyli. Nie liczyło się, że nie podobały im się stosowane metody. Jeżeli chcieli zachować życie, to musieli postępować zgodnie z wolą czarnoksiężnika.
Wydawałoby się, że nieustanny lęk przed śmiercią był dla rodziny Malfoyów najgorszym koszmarem. Takie przypuszczenie było kolejnym błędem. Dla Narcyzy, matki Dracona, gorsza była reakcja społeczeństwa.
Kobieta nie mogła znieść myśli o utracie swojego statusu. Jej bliscy nie byli już mile widziani w towarzystwie, nie zapraszano ich na drogie bankiety. Owszem, jeśli ktoś się ich bał, to bez oporów zamieniał się w prawdziwego przyjaciela. Tylko co z tego, skoro nie wiązało się to z szacunkiem dla jej rodziny?
Na szczęście sytuacja zmieniła się, kiedy Lucjusz wylądował w Azkabanie. Ani Narcyza, ani jej syn nie byli jeszcze naznaczeni, dzięki czemu stopniowo oddalali się od Voldemorta. Uznali, że w końcu los się do nich uśmiechnął. Była to ich iskierka nadziei, że do końca wojny będą mogli żyć we względnym spokoju.
Wszystkie problemy zwaliły się na głowę Draco, dlatego bardzo często miał zły humor. Czuł, że tkwił między młotem a kowadłem. Mimo to próbował nad wszystkim zapanować i korzystać z życia, póki był młody.
Ale to też nie działało. Za każdym razem, kiedy w końcu udało mu się zrobić jakiś postęp, momentalnie wszystko sypało się jak domek z kart. Działo się tak przez panującą w szkole atmosferę. Fakt, że każdego dnia musiał pokazywać fałszywe uczucia i ukrywać prawdziwe emocje za maską chłodu i zdystansowania, tylko wszystko pogarszał. Bolało go, że jego ukochany dom - Slytherin - był odrzucony przez innych uczniów, którzy przecież słynęli z empatii i innych pozytywnych cech.
Najbardziej irytujące było jednak to, że nikt nawet nie pomyślał, że w domu Slytherina również istniały podziały. Nikt nie zadał sobie trudu, żeby dostrzec wśród niektórych z nich niechęć do Czarnego Pana. Naprawdę było to demotywujące, szczególnie, że nawet w otoczeniu domowników nie można było otwarcie wyrazić swojego zdania.
 Na szczęście w tym roku wszystko miało wyglądać inaczej. Większość przyszłych śmierciożerców skończyła już edukację, a reszta przeniosła się do innych szkół. Dzięki temu wśród Ślizgonów miał zapanować upragniony spokój i harmonia.
- O czym myślisz? - zapytał Teodor, kiedy przez dłuższy czas jego przyjaciel miał nieobecny wzrok i intensywnie nad czymś myślał.
- Myślałem o zmianach, które zajdą w naszym domu. - Westchnął cicho, a potem nieznacznie się uśmiechnął. - W końcu będziemy mogli być sobą.
- Niezwykle pocieszająca myśl. Miałem dość udawania, że popieram Sam-Wiesz-Kogo.
- Dokładnie. Szkoda tylko, że dopóki żyje, to po skończeniu szkoły i tak będziemy musieli do niego dołączyć.
- Zawsze jest szansa, że przez te dwa lata wojna dobiegnie końca.
- Tak, zawsze istnieje taka szansa. - Kiwnął głową. - Możliwe, że Potter w końcu go zabije. Chociaż nie powinniśmy wymagać od niego takich cudów. Przecież jest tylko nastolatkiem... I co? Nagle miałby sam pokonać największego czarnoksiężnika od czasów Grindelwalda?
- Czy ty właśnie usprawiedliwiłeś Pottera? - zapytał zaskoczony Nott.
Draco westchnął. Zrozumiał, że nadszedł czas, aby w końcu podzielić się z przyjacielem swoim największym sekretem. Tajemnicą, o której nie mówił nikomu.
- Teo, jesteś moim przyjacielem, ale nie zawsze mogłem podzielić się z tobą wszystkim. Myślę, że w tej sytuacji powinienem ci coś wyjaśnić.
- Jasne, słucham.
Przed wypowiedzeniem kolejnych słów Draco rozejrzał się po lokalu, sprawdzając, czy ktoś mógłby podsłuchać ich rozmowę. Niby nie stałoby się nic strasznego, gdyby jakaś osoba usłyszała jego słowa, ale mimo to wolał, aby zostało to tylko między nimi i Teodorem.
- Prawdę mówiąc, nigdy nie miałem niczego do Pottera. Wręcz przeciwnie, od dawna byłem nim zafascynowany. - Uśmiechnął się, nie dowierzając, że takie słowa padły z jego ust. - Kiedy byłem dzieckiem i dowiedziałem się, że jest w naszym wieku, chciałem go poznać i się z nim zaprzyjaźnić. W końcu nasze nazwiska mają za sobą długą historię, więc tworzylibyśmy ciekawą paczkę. Ale wszystko szlag trafił, bo pierwszego dnia zachowałem się jak głupek. Nie pomyślałem, że Potter wychował się u mugoli. Nie będę się nad tym rozwodził, bo dobrze wiesz, co się wtedy stało. Odrzucił moją przyjaźń i zaprzyjaźnił się z Weasleyem. Ponieważ nienawidzę tego rudzielca, bardzo mnie to zabolało. Mógłbym znieść wszystko, ale nie to. Nawet Granger mi nie przeszkadza, mimo że nie jest czystokrwistą czarownicą. Jakie to ma znaczenie, skoro jest inteligentna? - Draco na chwilę przerwał swoją wypowiedź, żeby napić się soku. Gdy zaspokoił swoje pragnienie, odstawił szklankę i kontynuował:
- Od tego czasu starałem się prześcignąć Pottera we wszystkim. Nie był to przejaw nienawiści, tylko chęci udowodnienia mu tego, co stracił. Było mi przykro, że czekałem tyle lat na spotkanie, a ono nie potoczyło się po mojej myśli.
- Rozumiem - powiedział Teo, starając się ukryć zdziwienie. Nigdy nie przypuszczał, że z takiego powodu Draco zachowywał się w taki sposób. Zawsze myślał, że istniało inne wytłumaczenie, dla którego Potter znajdował się na czele czarnej listy Malfoya. - Może nie wszystko stracone?
- Teo, daj spokój - zaśmiał się Draco. - On mnie nie znosi i nawet mu się nie dziwię! Jeszcze do tego wszystkiego dochodzi ten przeklęty rudzielec. Gdyby nie on, może miałbym jakąś szansę. Niestety to coś ciągle będzie podburzało Pottera przeciwko mnie.
- Jasna sprawa, ale nie zaszkodzi spróbować, prawda? Przecież nie masz niczego do stracenia.
- Nie, myślę, że na to jest już stanowczo za późno. Nie chcę kolejny raz się na nim przejechać i usłyszeć czegoś, co zabolałoby mnie jeszcze bardziej - powiedział, po czym ponownie wziął szklankę z sokiem. W tym samym czasie popatrzył za okno, gdyż nie potrafił spojrzeć przyjacielowi w oczy.
 Gdy to zrobił, wypluł wszystko, co miał w ustach.
- Draco! Zwariowałeś? - warknął Teodor, wycierając się serwetką.
- Nie... To niemożliwe…
- Co jest? - Teo machnął mu ręką przed nosem.
- Spójrz za okno - odpowiedział blondyn.
Teodor postąpił zgodnie z sugestią przyjaciela. Nie zobaczył jednak niczego dziwnego. A już na pewno niczego na tyle zaskakującego, żeby postąpić jak Draco. Przecież na ulicy znajdowały się tylko starsze czarownice, zawzięcie dyskutujące na jakiś temat. No i jakiś nieznajomy brunet, któremu towarzyszyli Granger i Weasley.
Nott odwrócił się w stronę przyjaciela i miał zapytać, co wprawiło go w tak wielkie zdziwienie, gdy nagle wszystko zrozumiał. Mimowolnie szczęka opadła mu do samej ziemi.
- Draco, czy to był...
- Harry - przerwał mu blondyn. - Widziałeś jak wyglądał? Gdyby nie jego świta, to w życiu bym go nie poznał.
- Jak myślisz, co się stało? Przecież pięć lat chodził w workowatych ubraniach i starych okularach. A teraz co? Nagle, zupełnie bez powodu zmienił ubrania i fryzurę? I skąd wziąłby pieniądze, bo na pewno nie od Weasleyów. - Draco zaczął się śmiać. Już sobie wyobraził, jak Harry dostaje pieniądze od tej rodziny.
Ten absurdalny pomysł tak go rozbawił, że potrzebował kilku minut, aby napad śmiechu całkowicie ustał. Dopiero wtedy był wstanie wyartykułować sensowną odpowiedź.
- Kiedyś słyszałem, że odziedziczył sporą fortunę po rodzicach. Nie korzystał z niej, bo wychowywał się u mugoli i nie za często bywał na Pokątnej. Myślę, że był na tyle przyzwyczajony do wcześniejszego życia, że po prostu o tym zapominał.
- Ale to nie wyjaśnia, dlaczego nagle się zmienił - stwierdził Nott.
- Może w końcu zrozumiał, że pieniądze są po to, żeby je wydawać? - odpowiedział. - Nie wiem.
Niedawna scena, mimo że była zwyczajna, dała mu wiele do myślenia. Potter nie był już dziwakiem w workowatych ubraniach i pękniętych okularach, tylko normalnym chłopakiem.
W tej chwili poczuł się naprawdę głupio, bo sam bardzo często naśmiewał się z wyglądu Harry'ego. Nie mógł zaprzeczyć, że Gryfon, w zupełnie innym wydaniu wyglądał rewelacyjnie. Z tego powodu jeszcze bardziej żałował, że nie byli przyjaciółmi. Gdyby łączyły ich inne relacje, to mogliby razem podbijać serca niewinnych czarownic, wykorzystując do tego swoją prezencję. Potem omawialiby wszystkie sytuacje, jakie wyniknęły z ich przelotnych romansów.
Draco trzymał się jednej myśli, która niezmiernie podnosiła go na duchu. Liczył, że teraz, kiedy Potter wziął się za siebie (nawet miał dobry gust!), to może w przyszłości również zmądrzeje do tego stopnia, że odwróci się od Wiewióra. Może istniała jeszcze szansa na przyjaźń? Tylko jak to rozegrać?

* * *

Harry, Ron i Ginny postanowili wykorzystać ostatnie chwile wolnego czasu na jak największą ilość rozrywki. Nawet Hermiona się rozluźniła, dała sobie spokój z nauką i wygłupiała się razem z nimi. W takich chwilach najczęściej przesiadywali w swoich pokojach, bawiąc się lub grając w różne gry. Czasami, gdy odbywało się kolejne zebranie Zakonu, udawało im się również wymykać na miasto. Chodzili wtedy do kina lub w inne, równie ciekawe miejsca.
Niestety życie było tak skonstruowane, że w sytuacjach, w których robiło się coś przyjemnego, czas płynął bardzo szybko.  I tak po raz ostatni mogli we czwórkę leniuchować, nie mając na głowie żadnych obowiązków.
Byli w trakcie rozgrywania kolejnej partii szachów, gdy do pokoju weszła pani Weasley.
- Kochani, chodźcie na dół, bo wszyscy już na was czekają.
Młodzi kiwnęli głowami i po zebraniu swoich rzeczy, zeszli do kuchni. Zastali w niej sporą grupę osób. Oprócz państwa Weasley, byli tam Tonks, bliźniacy i Moody. 
Gryfoni przywitali się ze wszystkimi i razem z nimi zasiedli do stołu. Początkowo każdy zajęty był własnym talerzem i przysmakami przygotowywanymi, jak co roku, przez panią Weasley. Jednak gdy pierwszy głód został zaspokojony, rozpoczęła się dyskusja.
- To co, koniec wakacji i leniuchowania? - zapytała z uśmiechem Tonks. Kobieta jak zwykle miała włosy w kolorze różowym.
- Tak, niestety… - jęknął Ron.
- Ja tam się cieszę. Uwielbiam chodzić po Hogwarcie, szczególnie o zmroku - zaśmiał się Harry. Po chwili dołączyła do niego reszta.
- W tym roku będziecie mieć mniej wolnego, zwłaszcza na tego typu przyjemności. Waszej trójce został ostatni rok, zanim zaczniecie siódmą klasę i będziecie musieli uczyć się do ostatnich i najważniejszych egzaminów. A Ginny ma w tym roku
SUM-y - odezwała się pani Weasley.
- Przecież w szóstej klasie nie chodzi się na wszystkie przedmioty! - powiedział Ron, takim tonem, jakby uważał resztę za kompletnych kretynów. - Mi odpadły aż trzy - dodał, mając w ustach ciasto.
- Nie mówi się z pełnymi ustami - upomniała go pani Weasley.
- Nie zapisałeś się na żaden dodatkowy przedmiot? - zapytała Hermiona. Wyglądała na zaskoczoną i zbulwersowaną.
- Nie, bo po co? Nie lubię się uczyć, a poza tym są jeszcze treningi quidditcha.
Szatynka zignorowała tę wypowiedź i zwróciła się do Harry’ego:
- A ty? Zapisałeś się na coś?
- Tak, ale jeszcze nie wiem, co wybrać. Zresztą nie rozumiem, jak to ma wyglądać. Dostałem do wyboru numerologię i antyczne runy, ale powinienem chodzić na te zajęcia od trzeciej klasy.
- Naprawdę? Moglibyśmy chodzić na nie razem! - Hermiona już zaczęła się cieszyć.
W tym samym czasie Ron spojrzał na nią ze złością. Nikt nie zwrócił jednak na niego uwagi.
- To całkiem proste - zaczęła szatynka, chcąc wyjaśnić wszystko przyjacielowi. - Możesz zacząć chodzić na jeden z przedmiotów, którego nie wybrałeś w trzeciej klasie. Dostaniesz materiały z ostatnich lat i musisz nadrobić je w swoim własnym zakresie. Potem piszesz egzamin, aby nauczyciel mógł sprawdzić czy przyswoiłeś podstawy i dasz sobie radę. Jak chcesz to ci pomogę!
- Dziękuję, Hermiono, ale w tej chwili nie wiem, czy to w ogóle był dobry pomysł. Co prawda nie będę już chodził na wróżbiarstwo i historię magii, ale dochodzą mi treningi quidditcha - stwierdził Harry.
- Dasz sobie radę, przecież trenujesz od pierwszej klasy - wtrąciła się Ginny.
- Tak, ale od tego roku będę kapitanem.
- Naprawdę? Harry, kochanie, czemu nic nie mówiłeś? - zapytała pani Weasley, wyglądając na niezwykle szczęśliwą. Jej zachowanie świadczyło o tym, że naprawdę zależało jej na brunecie. Cieszyła się z jego sukcesów tak samo, jakby cieszyła się z sukcesu swoich dzieci.
- Nie było się czym chwalić - odpowiedział Harry. Jak zwykle przemawiała przez niego skromność.
- Żartujesz, prawda? - parsknęła Ginny. - Przecież wszyscy wiedzą, że jesteś świetnym zawodnikiem. I jeżeli ktoś zasługuje na odznakę, to właśnie ty. - Uśmiechnęła się.
- Harry, wiesz, że teraz będziesz miał takie same uprawnienia jak prefekci? - spytała Hermiona.
- Nie, nie wiedziałem.
- Wznieśmy toast za sukces Harry'ego - powiedziała pani Weasley, ogromnie się ciesząc.
Każdy wzniósł swój kielich i napił się odrobiny płynu. Później wszyscy jeszcze raz pogratulowali brunetowi odznaki.
Wszystko byłoby cudownie, gdyby nie dziwne zachowanie Rona. Harry wyczuł, że chłopak, gratulując mu, był jakiś oschły. O co znowu chodzi? Czyżby Ron był zazdrosny? - pomyślał Harry. Przecież to niedorzeczność! Kiedy on dostał odznakę prefekta, ja nie robiłem mu wyrzutów.
Niestety, humory Rona popsuły Harry'emu nastrój. Na początku próbował zachowywać się poprawnie, jednakże z czasem obrzydło mu nawet siedzenie przy stole, więc pod pretekstem zmęczenia udał się na górę. Zamknął drzwi i zdążył zrzucić bluzę, kiedy usłyszał ciche pukanie.
Po chwili do środka weszły Ginny i Hermiona.
- Harry, co się stało? - zapytała rudowłosa.
Chłopak nie odpowiedział, tylko rzucił się na łóżko i zakrył głowę poduszką. Potrzebował kilku chwil, żeby wszystko poukładać sobie w myślach i cokolwiek powiedzieć.
- Nic, po prostu jestem zmęczony.
- Nie gadaj głupot, bo wiem, że to nie o to chodzi. I zdejmij tę poduszkę!
- Nie, naprawdę wszystko w porządku - upierał się.
Ponieważ Harry nie zrobił tego, o co Ginny go poprosiła, dziewczyna sama rzuciła się na łóżko i zerwała przykrycie z jego twarzy.
- Nie rób ze mnie kretynki! - warknęła. Czasami miała ochotę zadźgać Harry'ego za to, że nie potrafił rozmawiać o swoich problemach. - Widziałam, że Ron dziwnie patrzył się na ciebie i Hermionę - dodała już spokojniej.
Harry otworzył oczy.
- Więc też to zauważyłaś?
- Tak i myślałam, że powiesz nam coś na ten temat. - Harry pokręcił głową. - Zresztą nie ważne, przecież wiesz, jaki on jest. Olej go, w końcu mu przejdzie.
- Jasne - mruknął, milknąc na chwilę. - To już jest naprawdę wkurzające! - wybuchnął. - Mam dosyć jego dziwacznych zachowań.
- Harry, ja też zaczynam tracić cierpliwość, ale sam ostatnio mówiłeś, że gadaliście na ten temat i spróbuje się zmienić - stwierdziła Hermiona.
- Właśnie, spróbuje. Tylko że przestaję już wierzyć w to, co mówi.
- Zobaczysz, prześpi się i jutro wszystko będzie normalnie. - Hermiona próbowała go pocieszyć. Ponieważ nie dostrzegła żadnych zmian w mimice Harry'ego, podeszła do niego i przytuliła go.
W tym momencie do pokoju wszedł Ron.
- O, tu jesteście, wszędzie was… - przerwał w połowie zdania, spojrzał na Harry'ego i Hermionę, obrzucił ich nienawistnym spojrzeniem, po czym wyszedł, głośno trzaskając drzwiami.
- Ja z nim pogadam - powiedziała Ginny i również opuściła pokój.
- Znowu to samo - stwierdził Harry, a w jego głosie można było dostrzec nutę goryczy. Odsunął się od Hermiony i podszedł do biurka. Poszperał w jednej z szuflad, a następnie skierował się do okna. Otworzył je na oścież, usiadł na parapecie i zapalił papierosa.
Hermionie otworzyła usta w szoku. Już nie nadążała za Harrym. Najpierw wziął się za siebie, ale wyszło mu to na dobre, więc nie miała z tym żadnego problemu. Później okazało się, że zaczął imprezować i co gorsze, pić alkohol. To już była lekka przesada, ale starała się nie krytykować jego zachowania. Jednakże papierosy uważała za zło wcielone i nie zamierzała tego akceptować.
- Ty palisz? - spytała zaskoczona.
Harry pogrążył się w swoich myślach do tego stopnia, że nie usłyszał pytania przyjaciółki. Dopiero po chwili przypomniał sobie, że nie był w pokoju sam.
- Pytałaś mnie o coś? - Odwrócił się i po minie szatynki zrozumiał, z czym miała problem.
- Przepraszam, ale jak jestem zdenerwowany, to nie mogę się powstrzymać.
- Od kiedy palisz? Harry, przecież wiesz, że to niezdrowe. - Załamała się.
- Wiem. - Zaciągnął się i wypuścił dym nosem. - Lubię to, sprawia mi to przyjemność, a przede wszystkim pozwala mi się rozluźnić. - Ponownie odwrócił się w stronę okna. - Chcesz wiedzieć od kiedy palę? Od wakacji - dodał.
- Nie podoba mi się to - mruknęła Hermiona.
- Proszę cię, nie rób scen - powiedział Harry, zdając sobie sprawę, że przyjaciółka już szykowała się do dalszej krytyki. - Wiem, że się martwisz, ale niczego to nie zmieni.
- Ale…
- Hermiono, obiecuję, że nie będę palił często i nigdy w twojej obecności. Chyba że ten idiota znów mnie wkurzy.
- No dobrze. - Poddała się, wiedząc, że i tak nie przekona przyjaciela. - Proszę cię tylko, żebyś się jeszcze raz zastanowił, czy warto. - Wyciągnęła przed siebie rękę, jakby chciała pogłaskać go po głowie, lecz zanim to uczyniła, rozmyśliła się i opuściła ją. -  Idę spać. Dobranoc, Harry.
- Dobranoc, Hermi.
Gdy dziewczyna wyszła z pokoju, Harry dopalił papierosa, po czym poszedł do łazienki. Nalał sobie wody do wanny, do której dodał również kilka różnych płynów do kąpieli.
Kiedy wszystko przygotował, rozebrał się i wszedł do środka. Kąpiel była tym, czego w tej chwili najbardziej potrzebował. Od razu poczuł, że jego mięśnie rozluźniły się pod wpływem ciepłej wody.
Położył głowę na specjalnym oparciu i przymknął oczy. Właśnie zrozumiał, co spowodowało dziwne zachowanie "przyjaciela". Ron stracił humor, gdy Hermiona ucieszyła się, że będzie mogła chodzić z nim, Harrym, na dodatkowy przedmiot. Na dodatek wszedł do pokoju, kiedy się przytulali.
Harry nie mógł uwierzyć, że Ron był zazdrosny. Było to totalną głupotą, szczególnie, że połowa Gryffindoru wiedziała, że leciał na Hermionę. Nawet ja to wiem! A mam takie samo doświadczenie jak on, albo jeszcze gorsze! Nie rozumiem tylko, jak mógł pomyśleć, że będę starał się ją odbić? Przecież wie, że się przyjaźnimy i nigdy nie zrobiłbym mu czegoś takiego!
Najgorsze było jednak to, że Ron nie miał do niego zaufania. Skoro uważał, że Harry byłby gotowy przekreślić ich kilkuletnią przyjaźń i to dla dziewczyny, to oznaczało, że kompletnie go nie znał. Chyba miałem rację, mówiąc że ta przyjaźń nie ma sensu. Jutro wygarnę mu, co o tym myślę i albo zrozumie, albo niech idzie do diabła!
To postanowienie pomogło mu bardziej się odprężyć. Kąpiel stała się przyjemniejsza, więc postanowił poleżeć w wodzie jeszcze przez jakiś czas.
Niedługo potem woda zrobiła się chłodna, więc Harry stwierdził, że nadszedł czas, aby z niej wyjść. Gdy wytarł się do sucha, od razu udał się do łóżka. Dosłownie po chwili odpłynął w krainę snu.

* * *

Harry śnił, że był na meczu quidditcha. Warunki pogodowe były idealne. Świeciło słońce i wiał lekki wiatr. Jego drużyna co chwilę zdobywała kolejne punkty i zdecydowanie wygrywała z przeciwnikiem. On sam latał nad boiskiem, wypatrując złotego znicza. Nie przejmował się, że nie mógł go znaleźć, bo wiedział, że nawet gdyby ubiegł go przeciwnik, to i tak zwyciężyłby jego zespół i to ze znaczną przewagą.
Leciał spokojnie koło słupków bramkowych, gdy w końcu ją zobaczył. Złota piłeczka znajdowała się na środka boiska. Harry uchwycił mocniej miotłę i wystrzelił w kierunku znicza. Był w swoim żywiole - czuł rosnącą adrenalinę i wiatr we włosach.
 Pokonał połowę dystansu, a nawet nikt nie zauważył, że był tak bliski zwycięstwa. Szybował przez chwilę, aż w końcu miał piłeczkę na wyciągnięcie ręki. Zbliżył się jeszcze bardziej i gdy już czuł trzepot skrzydeł w swojej dłoni, wszystko wokół stało się czarne.
Znajdował się w nieznanym sobie miejscu. Co prawda nie mógłby go zidentyfikować, nawet gdyby był w swoim pokoju. Powód był prosty - zwyczajnie nic nie widział. Postanowił jednak iść przed siebie. Wędrował bardzo długo, nie wiedząc czy minęła godzina, czy dzień lub może dwa?
Nagle stało się coś nieoczekiwanego. Zaczął spadać w dół. W jego głowie od razu pojawiły się myśli, że za chwilę w coś uderzy, więc przygotowywał się na ból i nieuchronną śmierć. Cały czas leciał i leciał, i leciał... Uczucie było koszmarne. Kiedy czuł, że dłużej tego nie zniesie, szarpnęło nim, jakby skakał na bungie.
Harry zbudził się ze snu. Usiadł na łóżku, masując sobie skroń. Był zdezorientowany i cały mokry od potu. Próbował sobie przypomnieć, co wprawiło go w taki stan, jednakże niczego nie pamiętał. Wiedział tylko, że śniło mu się coś bardzo dziwnego.
Niedługo potem spojrzał na zegarek i zobaczył, że dochodziła szósta. Postanowił zrezygnować z dalszego snu. Tak naprawdę trochę się bał, że znowu będzie śnił o czymś nieprzyjemnym. Nie chciał mieć kolejnego koszmaru, więc uznał, że lepszym rozwiązaniem będzie przygotowanie się do wyjazdu.
Zrobienie tego wszystkiego zajęło mu nieco ponad dwie godziny. Gdy uporał się już ze wszystkim, zszedł na dół.
Udał się do kuchni, gdzie byli już wszyscy, oprócz Rona. Po wczorajszym zachowaniu rudzielca, brunet w ogóle się tym nie przejmował. Nie chciał psuć sobie humoru, więc z uśmiechem na ustach zajadał tosty. W przerwach między kolejnymi kęsami dyskutował z Hermioną o nadchodzącym roku. Cieszył się, że dziewczyna nie poruszała drażliwego tematu.
 Niestety sielankowy nastrój przerwało przybycie rudzielca. Harry nie miał ochoty wdawać się z nim w dyskusję, więc grzecznie podziękował za posiłek i poszedł do swojego pokoju.
Zdążył wejść do środka i położyć się na łóżku, gdy drzwi ponownie się otworzyły i stanęła w nich Ginny.
- Harry? - zapytała.
- Mmm? - mruknął, podciągając się na łokciach.
- Wszystko w porządku? - Dziewczyna usiadła na brzegu łóżka, a ponieważ brunet nie odpowiedział, kontynuowała swoją wypowiedź. - Rozmawiałam z Ronem. Ale nie chciał mi powiedzieć, dlaczego się tak zachował.
Harry uśmiechnął się, chociaż nie była to oznaka radości. Raczej świadomości, że wnioski, do których doszedł podczas wczorajszej kąpieli, były jak najbardziej słuszne.
- Spokojnie, wiem, o co chodzi - odpowiedział po chwili.
- Naprawdę? - Ginny była szczerze zdziwiona.
- On jest zwyczajnie zazdrosny. Boli go, że przebywam tyle czasu z Hermioną, boli go, że ją pocałowałem, kiedy on ślini się do niej po kątach. Myślę, że ma mi to za złe, bo wie, że ja o tym wiem. - Zamilkł na chwilę. - Wiesz co? Naprawdę mam go dość! - Harry zaczął tracić nad sobą kontrolę i z każdym kolejnym słowem podnosił głos. - Wkurwia mnie to, że przyjaźnimy się od pięciu lat, a on myśli, że startowałbym do Hermiony, wiedząc, że on na nią leci. Nawet gdyby nie była moją przyjaciółką i czułbym do niej coś więcej, to nie zrobiłbym mu takiego świństwa!
- Nie myślałam, że o to chodzi - mruknęła Ginny, nie przejmując się wybuchem przyjaciela. - Cóż, to prawda, że Ron podkochuje się w Hermionie, ale naprawdę myślisz, że wkurza się właśnie o to?
- A o co innego? Nie zauważyłaś jego reakcji, kiedy wszedł do pokoju? Nie pamiętasz, co się wtedy działo?
Na twarzy Ginny pojawił się wyraz zrozumienia.
- Przytulałeś się do Hermiony.
- Dokładnie. - Kiwnął głową. - Ginny, nie bierz do siebie moich słów, ale ja coraz mniej chcę się z nim przyjaźnić. To już nie chodzi o ostatnią kłótnię. Nie mogę i chyba nie potrafię mu wybaczyć, bo bardzo zranił mnie jego brak zaufania. I zamierzam mu wygarnąć to, co leży mi na sercu.
Rudowłosa nie zdążyła odpowiedzieć, ponieważ do pokoju weszła jej matka.
- Kochani, bierzcie swoje rzeczy i schodźcie na dół. Za kilka minut wychodzimy.
- Dobrze - odpowiedzieli.
Ginny poszła po swoje rzeczy, a Harry czekał na nią na schodach. Potem udali się do holu i tam poczekali na resztę.

* * *

- Kochani, życzę wam udanego semestru i proszę, zachowujcie się odpowiednio - powiedziała pani Weasley, żegnając na dworcu swoje dzieci i ich przyjaciół.
- Dobrze - odpowiedzieli zgodnie.
- Niech was uściskam. - Przytuliła się do każdego. - No dobrze, wsiadajcie, bo jeszcze nie zdążycie.
Trójka przyjaciół ruszyła w stronę pociągu z Ronem depczącym im po piętach. Po chwili Hermiona i Ginny były już w środku. Rudzielec właśnie stawiał stopę na schodku, gdy poczuł czyjąś rękę na swoim ramieniu.
- Chodź, chciałbym z tobą pogadać - powiedział Harry.
 Hermiona spojrzała na niego dziwnie i chciała coś powiedzieć, ale Ginny pokręciła głową i zaciągnęła ją do przedziału.
Harry i Ron odeszli kawałek. Przez chwilę stali w ciszy, lecz wkrótce była ona na tyle przytłaczająca, że brunet postanowił ją przerwać.
- Jak ty się zachowujesz?
- O co ci chodzi!? - warknął rudzielec.
- Nie podnoś na mnie głosu! - Harry zaczął tracić cierpliwość. - Możesz mi wytłumaczyć, czemu zachowujesz się jak skończony dureń?
- Uważaj na słowa! - żachnął się Ron. - Nie mam ochoty z tobą rozmawiać - dodał.
- Gówno mnie obchodzi, czy masz ochotę czy nie. Wyjaśnimy to sobie tu i teraz, bo nie mam zamiaru dłużej znosić twoich humorków! - wrzasnął Harry, nie przejmując się tym, że prawdopodobnie ich kłótnię było słychać w promieniu kilku metrów. - Więc, o co chodzi? - zapytał już spokojniej.
Ron zrobił się czerwony, ale z jego ust nie wydostało się żadne słowo.
- No mów, zanim nam pociąg odjedzie! - zdenerwował się Harry.
- Nie twoja sprawa!
W tym momencie miarka się przebrała. Nawet jeżeli Harry planował pogodzić się z przyjacielem, to teraz utwierdził się w przekonaniu, że nie było warto. Miał już dość ciągłych kłótni, pretensji i fochów.
- Nie moja? Jesteś idiotą! - wybuchnął. - Nie wiem, jakim cudem się z tobą przyjaźniłem. To był największy błąd mojego życia! - Zamilkł na chwilę, żeby zaczerpnąć powietrza do płuc. - Wiesz dlaczego? Nigdy nikt nie zrobił mi takiego świństwa jak ty. Myślisz, że nie wiem, o co ci chodzi?
- Nie interesuje mnie, co o tym myślisz - powiedział Ron, jednakże brunet nie zwrócił na to uwagi.
- Każdy zdaje sobie sprawę, że ślinisz się do Hermiony. Ale ty, zamiast zrobić coś w tym kierunku, tylko wyżywasz się na mnie, bo tyle z nią przebywam. I nie powinieneś mieć mi tego za złe, bo wiesz, że się z nią koleguję. Nie sądziłem, że jesteś na tyle głupi. Jak śmiałeś pomyśleć, że po tylu latach przyjaźni, zrobiłbym ci coś takiego!? Nawet gdybym był w niej zakochany, to wybrałbym ciebie, a nie ją! Myślałem, że zdajesz sobie sprawę, że nasze relacje są ważniejsze niż wszystko inne. Szkoda, że po raz kolejny okazałem się naiwny. Właśnie utwierdziłeś mnie w przekonaniu, że ta znajomość nie była niczego warta.
Harry po raz ostatni spojrzał gniewnie na Rona, po czym wsiadł do pociągu i trzasnął drzwiami. Nie zwrócił uwagi, czy jego dawny przyjaciel został na peronie, czy poszedł za nim. Miał to gdzieś.
Wściekły przeszedł przez pociąg. Zignorował nawet Ginny i Hermionę, rzucając krótkie
„Nie chcę teraz o tym mówić”.
Poszedł na sam koniec wagonu, gdzie znalazł pusty przedział. Wszedł do środka i zamknął drzwi. Wyjął z kieszeni płaszcza swój kufer, a następnie powiększył go zaklęciem. Zdenerwowany usiadł przy oknie.
Kiedy pociąg ruszył, zaczął podziwiać krajobraz. Cieszył się, że nikt mu nie przeszkadzał i mógł pobyć sam. Postanowił zająć się jakąś książką, żeby choć na chwilę zapomnieć o całej sprawie. Z kufra wyjął Historię Hogwartu i, samemu się sobie dziwiąc, zaczął ją czytać.
 Nie było mu jednak dane zagłębić się w lekturze, bo drzwi do jego przedziału otworzyły się i stanęła w nich najmniej oczekiwana osoba.
- A ty tu czego? - warknął.
- Potter, spokojnie. Chciałem z tobą pogadać - odpowiedział Malfoy.
- Zabierz stąd swoje cztery litery i przerośnięte ego, bo ja nie mam na to ochoty. Zwłaszcza z tobą.
Malfoy nie zwrócił uwagi na ostatnie zdanie i usiadł naprzeciwko bruneta.
- Czego nie zrozumiałeś? - zapytał ostro Harry. Wciąż był zdenerwowany, więc nie przejmował się swoim tonem.
- Potter, wyluzuj. Chciałem ci tylko pogratulować za to, jak potraktowałeś Wiewióra. - Uśmiechnął się drwiąco. - Nie spodziewałem się, że nadejdzie dzień, w którym zmądrzejesz i przestaniesz zadawać się z hołotą.
- Skąd wiesz? - zapytał zaskoczony Harry. Nie zdawał sobie sprawy, że jego kłótnia tak szybko obiegła cały pociąg.
- Miałem zaszczyt słuchać tego przedstawienia.
- Świetnie, powiedziałeś, co chciałeś powiedzieć, więc możesz już wyjść - stwierdził Harry. Malfoy nie miał zamiaru spełnić tej prośby. Przez chwilę milczał, wykorzystując ciszę do obserwacji Gryfona. Rzucił okiem na twarz swojego wroga i mocno się zdziwił tym, co zobaczył.
- Przekłułeś sobie ucho? - zapytał zaskoczony. - Widzę, że w końcu pokazujesz swoją prawdziwą twarz. Nie jesteś tak grzeczny i ułożony, jak wszyscy myślą, co? - Niby zadał pytanie, jednakże nie oczekiwał odpowiedzi.
- Co ty knujesz? Czego ode mnie chcesz?
- Ja? Niczego. - Podniósł się ze swojego miejsca. - Po prostu próbuje naprawić błąd, który popełniłeś.
- Błąd? Ja? - zapytał Harry, ale nie otrzymał odpowiedzi, ponieważ Malfoy opuścił już jego przedział. O co mu chodziło? - pomyślał.

 ~ ~ ~ ~

Seya, tradycyjnie należą Ci się podziękowania i ogromne brawa za sprawdzenie tego rozdziału. 
Bardzo, ale to bardzo, chciałbym podziękować za ostatnie komentarze :D Cieszę się, że coraz więcej osób decyduje się podzielić swoimi wrażeniami :) Mam tylko nadzieję, że nie był to jednorazowy przypadek i przy następnych rozdziałach się to nie zmieni :D
 Na koniec chciałbym dodać, że czeka mnie ciężki tydzień. Nie przewiduję jednak żadnych opóźnień i rozdział powinien pojawić się zgodnie z planem. :) Chciałem tylko uprzedzić, że może wystąpić drobne opóźnienie, chociaż prawdopodobieństwo tego jest niezwykle małe. Po dziesiątym postaram się również zajrzeć do Waszych opowiadań. :)

15 komentarzy:

  1. Jak to możliwe że zaskakujesz mnie na każdym kroku ? To jest o błędne wspaniałe! Nie mam zielonego pojęcia jak to się dalej potoczy . Draco był świetny No to tradycyjnie życzę weny Majka :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Achh nowy rozdział! *.*
    Widzę, że znów Harry pokłócił się z Ronem, a do tego Malfoy chce się pogodzić z Potterem. Uwielbiam takie opowiadania <3 Może to tylko moje wrażenie, ale jak pisałeś o tym gdy Malfoy zobaczył Harry;ego na Pokątnej, to trochę zaleciało mi Drarry, ale może się mylę...XD
    Życzę mnóstwa weny i pozdrawiam! :)
    Ruciakowa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz :D Musiałem to zrobić, bo nie przepadam za Ronem. xD
      Cóż, nie jesteś pierwszą osobą, która zastanawia się, kto będzie drugą połówką Harry'ego :D Nie chcę psuć Ci zabawy, więc nie zdradzę szczegółów. Dowiesz się w swoim czasie :D

      Usuń
    2. Sama nie trawię Rona w FF, także wiesz xd
      A szkoda... Może jednak jakiś malutki, maluteńki spojler? *tu ładnie się do Cb uśmiecham, ewentualnie sięgam po różdżkę i przypominam najgorsze klątwy jakie znam... * XD
      Cóż, czekam na następny rozdział ;)
      I dzięki za tyle komów u mnie! :D Mi nigdy nie chce się komentować, gdy nadrabiam rozdziały...
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Hej :)
    Po tym rozdziale nic mi się nie rozjaśniło, a tylko bardziej pogmatwało.
    Też miałam myśli czy nie będzie z tego. Drarry, ale jedno zdanie mnie przekonało, że chyba nie. Nie pamiętam które ale wiem, że Draco je pomyślał.
    Zresztą podobało mi się wprowadzenie Malfoya i sposób w jaki go pokazałeś.
    Coraz bardziej się wciągam i czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam
    nothing.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nigdy nie lubiłam Rona. Nawet w oryginale. Zawsze jak coś się działo to odwracał się od Harry'ego.
    Ciekawi mnie jak rozwinie sie sytuacja z Draco. Podoba mi się, że pokazałeś że nie wszyscy ślizgoni są za Voldziem.
    :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciężki tydzień? Czyżby matury? Jeśli tak, to życzę powodzenia! Chociaż teraz to już chyba za późno.

    Chciałam troszkę poczekać zanim napiszę komentarz mając nadzieję, że coś mi się rozjaśni, wraz z pojawieniem się dalszych rozdziałów. Ale jak narazie wszystko pozostaje jedną, wielką niewiadomą.

    Lubię twoje opowiadanie za to, że odchodzi od kanonu. Fajnie jest przeczytać coś nowego i takiego... świeżego. Podoba mi się to, że masz własną wizję i starasz się ją jakoś zrealizować w dość ciekawy i zaskakujący sposób. Naprawdę doceniam autorów, którzy w swoich tekstach zamykają fragment siebie.

    Brakuje mi tu... opisów. Mimo tego, że wgłębiasz się w to, co czują postacie to zapominasz właśnie o tym ważnym elemencie. A zarys bardziej materialnej części świata wprowadza fantastyczne tło do opowiadania oraz wzbogaca tekst. Bez opisów akcja toczy się szybciej co wcale nie jest takie dobre. Jeśli zwolnisz lekko opowiadanie przez dodanie charakterystyki otoczenia wcale nie sprawisz, że tekst będzie nudny. Stanie się jedynie bardziej urozmaicony.

    Choć purystką językową nie jestem i sama robię zatrważającą ilość wszelkiego rodzaju błędów to wyłapałam mimochodem kilka drobnych niedociągnięć:

    "Acha, Artur wypłacał wczoraj pieniądze, więc pomyśleliśmy, że tobie też weźmiemy gotówkę - zwróciła się do Harry’ego."
    Przytoczę tu fragment zaczerpnięty z internetowego słownika PWN: "Z kwerendy słownikowej wynika, że ach (pokrewne czasownikowi achać) pisze się przez ch, natomiast aha (używane zwykle dla potwierdzenia czegoś) jest pisane przez h. " - Mirosław Bańko
    Zgodzę się z panem Mirosławem prostym "aha", a nad twoim opowiadaniem będę "achać" całą masą "achów" (oczywiście jeśli poprawisz ten mały błąd i swoje "acha" zmienisz na "aha":p)

    "Harry natomiast prowadził pod rękę Rona, który nie czuł się dobrze po przejażdżce autobusem.
    - Nienawidzę tego autobusu! - mruknął rudzielec, próbując opanować mdłości."
    Powtórzenie słowa autobus.

    "Gdy wytarł się do sucha, od razu udał do łóżka."
    KTOŚ tu chyba zjadł "się". A jedzenie siebie nie jest zdrowe :).

    To tyle jeśli chodzi o część techniczną.

    Mały dopisek na koniec....

    "Gdy weszli do sklepu, Harry skierował się po pastę do polerowania kija (...)"
    Czy tylko dla mnie brzmi to tak bardzo perwersyjnie? Chyba coś jest nie tak z moim mózgiem.

    ~ Grace

    Przepraszam za chaos w tym komentarzu - gorączka zdecydowanie nie podnosi koncentracji i umiejętności logicznego myślenia :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grace, jeśli chodzi o ewentualne błędy, jest to moja wina, ale nie mogę się z Tobą zgodzić w niektórych kwestiach.
      W moim odczuciu w zdaniu "acha", według tego, co napisałaś, "acha" nie jest użyte dla potwierdzenia. Rzeczywiście, według reguły powinno być tam "Ach", jednak osobiście uważam, że do języka powinno się mieć dystans, a forma "acha" jest już dziś bardzo spopularyzowana jako coś pośredniego pomiędzy "ach" i "aha", dlatego też uważam, że powinno to pozostać bez zmian.:)
      Jeśli chodzi o powtórzenie słowa "autobus", to mamy tu do czynienia z użyciem w dialogu i w narracji, więc też nie uważam, że koniecznie musi to być poprawione, tym bardziej że jest to opowiadanie pisane stylem potocznym i wręcz wskazane jest, moim zdaniem, wplatanie pewnych "błędzików", by uzyskać efekt języka mówionego.:)
      Jeśli chodzi o ostatnie, to się z Tobą zgodzę, a powiedzieć mogę tylko, że błędy są rzeczą ludzką.:)

      Usuń
  6. Dziękuję za tak obszerne (i wspaniałe) wyjaśnienia :)
    Jak już sama wspominałam mistrzynią języka polskiego raczej nie jestem, tak więc wszelka forma poprawy moich wymysłów jest wysoce wskazana. To naprawdę cudowne, że są jeszcze osoby, które chcą w jakiś sposób przyczyniać się do mojego rozwoju w tej dziedzinie (huh, szkoła mi tego nigdy nie zapewniała, moja polonistka była nad wyraz... dziwnym człowiekiem). To naprawdę miłe, że chciałaś poświęcić chwilę swojego czasu na wbijanie wiedzy do mojego umysłu neandertalczyka.
    To, że każdy popełnia błędy rozumiem aż nadto i staram się do wszelkich niedoskonałości podchodzić z dystansem. Przecież "jesteśmy tylko ludźmi" a "nic co ludzkie nie jest mi obce" :D
    Jeśli jest zasada "piłeś, nie jedź" to powinna być również "jesteś chory, nie pisz komentarzy" :) Ułatwiło by nam to życie ;)
    ~ Grace

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety nie dzielę umysłu z "Wieszczem Inmerentis" :) Znowu tylko Ty możesz odpowiedzieć na moje wątpliwości.
      (Kierowane bezpośrednio do mojego zewnętrznego mózgu*)
      *czytaj: Seya
      ~ Grace

      Usuń
  7. Hej,
    Ron jest zazdrosny o kontakty Harrego i Hermiony, czy Harry nie może pozbyć przez chwilę spokojnie, Malfloy i jego zaskoczona mina na widok Pottera, bezcenna, może teraz się zaprzyjaźnia, byłoby ciekawie, gdyby jeszcze zmienił dom haha, ten tekst, że czytał o eliksirach bo nie znalazł nic ciekawszego dobry..
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  8. Wykreowałeś świetnego Draco! Po cichu liczę, ze będą przyjaciółmi, bo Ron zaczyna mnie irytować, co rzadko się zdarza, na co dzień lubię tę postać.

    OdpowiedzUsuń
  9. Czyli jednak Ron się nie ogarnąl i nawet skoczyl na wyższy level w debiliźmie.Ale chociaż tyle, że Harry ma go gdzieś...niech zostanie sam, to może po jakimś czasie dotrze, co stracił.
    Postawa Dracona mnie zdziwila ale bardziej w pozytywny sposób. Coś czuje ze oni jednak sie zakumplują. I z tej przyjaźni bedzie sporo zamieszania i kłopotów.
    A Mike? Bedzie o nim jeSzcze?

    www.swiatlocienn.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  10. Oj, w końcu Harry zerwał z Ronem :D. Jeny, czemu on jest taki idiotyczny? Ale zabiłeś mnie tym, że Harry wybrałby Rona, a nie Hermionę. Moje serce krwawi :(. Zawsze uważałam, że są prawdziwymi przyjaciółmi, nigdy nie pokłócili się tak bardzo.
    Draco chce się pogodzić z Harrym? Hm, jestem za, lubię tego egoistycznego narcyza. Chociaż czasami potrafi wkurzyć. I to nieźle.
    Proszę, niech Harry nie będzie z Ginny. Tylko nie Ginny. Tutaj jest fajna, ale tylko nie Ginny xD. Nie przepadam za tym parringiem.
    Czekam na Mike'a! Może jest czarodziejem? Nie no, to przecież niemożliwe. Ale już mi go brakuje.
    I najbardziej interesuje mnie reakcja Hogwartu na nowego Pottera. I czy będzie jakaś akcja na Uczcie Powitalnej. Liczę na to.
    Pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej,
    cudnie, Ron jest bardzo zazdrosny o kontakty Harrego i Hermiony, ech... czy Harry nie może pobyć przez chwilę sam, ha ha Malfloy i ta jego zaskoczona mina na widok Pottera była bezcenna, może teraz uda im  się teraz zaprzyjaźnić, byłoby ciekawie, gdyby jeszcze zmienił dom haha, ten tekst, że czytał o eliksirach bo nie znalazł nic ciekawszego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń