niedziela, 21 czerwca 2015

ROZDZIAŁ XIII


Z dedykacją dla wyjątkowej osoby.
Seya, dziękuję za wszystko. :)

~ ~ ~ ~

Nadszedł piątek. Część siedzących w Wielkiej Sali uczniów była senna i markotna, a mimo to w pomieszczeniu panował gwar. Była to zasługa pozostałych osób, które tryskały dobrym humorem, gdyż wielkimi krokami zbliżał się tak bardzo wyczekiwany weekend. Jeszcze tylko kilka godzin zajęć, a potem upragnione wolne.
Śniadanie przebiegało spokojnie, jeśli nie liczyć tego, że zajmowano się wymianą informacji z życia szkoły i świata, a nie jedzeniem. Głównym tematem rozmów był związek Harry'ego Pottera i Cho Chang.
Chłopak wszedł właśnie do pomieszczenia. Ponieważ był sam i nie towarzyszyła mu jego dziewczyna, uczniowie zaczęli tworzyć teorie spiskowe. Uznano, że w ich związku wystąpił już pierwszy kryzys, dlatego nie przyszli razem na śniadanie. Mimo że nie istniały żadne logiczne przesłanki, aby uważać, że te insynuacje były prawdziwe, to większość i tak w nie wierzyła. Niestety tak już było w Hogwarcie.
Podobne sceny zapisały się już w historii zamku i nawet miały swój stały przebieg. W początkowej fazie dominował szok, który przejawiał się niczym niezmąconą ciszą. Po chwili zaskoczenie mijało i dopiero wtedy narastał prawdziwy szum.
Zielonooki Gryfon był przyzwyczajony do tego typu sytuacji, więc całkowicie zignorował zachowanie innych i ruszył w kierunku Hermiony. Dziewczyna w samotności jadła śniadanie, czytając Transmutację dla zaawansowanych.
- Cześć - przywitał się Harry z uśmiechem na ustach i usiadł po lewej stronie przyjaciółki. Zaczął nakładać sobie na talerz jedzenie, nie przejmując się ciszą. Dla niektórych mogła być krępująca, jednakże jemu w ogóle nie przeszkadzała.
Szatynka potrzebowała kilku minut, żeby zareagować na powitanie. Co prawda zbytnio się nie wysiliła, gdyż kiwnęła tylko głową i mruknęła coś pod nosem, nawet nie odrywając się od książki. Na szczęście w tym samym momencie dołączył do nich Mike. Usiadł naprzeciwko Harry'ego i również zajął się śniadaniem, jednak nie miał zamiaru odpuścić Hermionie.
- Naprawdę cały czas musisz siedzieć z nosem w książce? - zapytał. - Nie możesz się powstrzymać chociaż na chwilę?
- Zabawne - mruknęła Hermiona, jednakże zaznaczyła sobie stronę, którą czytała, po czym schowała książkę do torby. - Po pierwsze byłam sama, więc nie miałam niczego innego do roboty. A po drugie nie chciałam słuchać tych wszystkich głupich plotek.
- Jakich plotek? - Harry udał niedoinformowanego. Tak naprawdę wiedział, do czego przyjaciółka się odnosiła. W końcu byłby kompletnym idiotą, gdyby się nie domyślał.
- Żartujesz? - zapytała Hermiona, chociaż nie oczekiwała odpowiedzi. - Dobrze wiesz, że chodzi o ciebie! W tej szkole nic nie wzbudza takiej sensacji!
- Wierz mi, zdaję sobie z tego sprawę. Czymże byłoby moje życie, gdybym nie był tak popularny? - zażartował.
Zresztą co innego mógł zrobić w takiej sytuacji? Miał się załamać, że znowu był na ustach wszystkich uczniów? Byłoby to absurdalne i naprawdę głupie, szczególnie, że nie był to pierwszy taki przypadek i zapewne nie ostatni.
- Chyba muszę zrobić sobie jakieś zdjęcia. Myślicie, że Colin zgodzi się pomóc?
Mike parsknął w swój sok dyniowy, natomiast Hermiona lekko się uśmiechnęła. Odczekała chwilę, aż przyjaciele doprowadzą się do porządku i dopiero wtedy kontynuowała:
- Nie mogę zrozumieć, jak mogłeś wrócić do tej… do niej.
- Daj spokój, chyba nie będziesz się czepiać?
- Dlaczego znowu z nią jesteś? - Hermiona nie udzieliła odpowiedzi na pytanie, tylko sama zaczęła zasypywać Harry'ego kolejnymi. - Nie pamiętasz, co nam zrobiła, a w zasadzie co zrobiła tobie?
- Przestań! - powiedział Harry i pokręcił głową. Pamiętał i to bardzo dobrze. Nie chciał jednak wracać do tamtej sytuacji, tym bardziej że zmienił na jej temat opinię. - Przecież wiesz, że to nie była wina Cho.
- Jak to nie? Przecież to ona przyprowadziła tę wywłokę na zajęcia.
- I co z tego? Nie potępiaj jej za coś, czego nie mogła przewidzieć. Marietta była jej przyjaciółką, więc nikt się nie spodziewał, że nas wyda - stwierdził. W zasadzie był to całkiem sensowny argument.
Hermiona nie odpowiedziała. Wiedziała, że Harry miał rację, ale nie mogła pozwolić, żeby chodził z Krukonką. Czuła, że z brunetką było coś nie tak i jakoś nie chciało jej się wierzyć, że ich związek miałby teraz przetrwać. Z tego powodu musiała znaleźć jakieś logiczne kontrargumenty, żeby otworzyć Harry'emu oczy i wyciągnąć go z tego bagna.
- Hermiono, daj spokój! - powiedział Harry, widząc, że ta chciała się dalej spierać. - Nie możesz cieszyć się moim szczęściem?
- Cieszyłabym się, gdybyś wybrał sobie kogoś porządniejszego, a nie jakąś lafiryndę!
- Nie przesadzasz? Przypominam, że mówisz o mojej dziewczynie! - warknął. Teraz był zły. Nie pozwoli nikomu obrażać Cho. Nawet Hermionie.
- Przepraszam, masz rację. - Szatynka spuściła wzrok. - Po prostu martwię się o ciebie.
- Wiem. - Złapał jej dłonie. - Cieszę się, że się o mnie troszczysz, ale nie zapominaj, że mam szesnaście lat i potrafię samodzielnie myśleć.
- W porządku. - Hermiona wyrwała ręce z uścisku Harry'ego i podniosła je w geście kapitulacji. - Tylko nie przychodź do mnie, jeżeli zrobi ci jakieś świństwo!
Brunet nie odpowiedział, tylko się uśmiechnął.
- Nie rozumiem twoich uprzedzeń - odezwał się Mike. - Zresztą Cho to niezła laska.
- No nie, ty też? - Hermiona była w szoku. Chociaż mogła przewiedzieć, że blondyn poprze Harry'ego. W końcu byli przyjaciółmi i łączyła ich męska solidarność. - Czy wam tylko jedno chodzi po głowie?
- Możliwe. - W tej kwestii Harry i Mike byli zgodni.
Hermiona pokręciła głową, cicho westchnęła i ponownie wyciągnęła książkę. Trudno powiedzieć, czy nie mogła się powstrzymać, czy po prostu uznała rozmowę za zakończoną. W każdym razie ponownie wkręciła się w lekturę i zapomniała o otaczającym ją świecie. Harry natomiast zagadnął Mike'a, rozpoczynając dyskusję na temat quidditcha.
Kiedy śniadanie dobiegło końca, we trójkę ruszyli na transmutację. Ponieważ omawiali ten sam temat, zajęcia były stosunkowo lekkie i nawet przyjemne. Tylko ci, którzy nie poradzili sobie na ostatniej lekcji, mieli więcej pracy. Musieli w końcu opanować zaklęcie, które stwarzało im tak wiele problemów. Nie było to łatwe, zwłaszcza, że niesprostanie wymaganiom nauczycielki mogło zakończyć się szlabanem.
Harry i Hermiona mieli opanowane podstawy, więc zaczęli czytać wstęp do kolejnego tematu. Bardzo szybko się z tym uwinęli, dlatego od razu przeszli do praktyki.
Kilka razy spróbowali rzucić zaklęcie, jednakże nie odnieśli żadnych efektów. W końcu wpadli na pomysł, że będą się nawzajem obserwować, żeby wytknąć sobie wszelkie nieprawidłowości. Takie rozwiązanie wyszło im na dobre. Od razu wyciągnęli odpowiednie wnioski, dzięki czemu wykonali zadanie poprawnie.
Profesor McGonagall była z tego powodu niezwykle zadowolona, więc nagrodziła ich dwudziestoma punktami. Do końca lekcji mieli już wolne, więc postanowili pomóc Mike’owi, który miał z zaklęciem drobne problemy. Dzięki ich pomocy i on szybko zauważył swoje błędy i również sprostał zadaniu.
Następną lekcją były eliksiry. Tutaj nie było już tak kolorowo. Mimo że od początku roku nie minął jeszcze pełny tydzień, Snape już postanowił zrobić test. Mężczyzna nie byłby sobą, gdyby nie dręczył uczniów, a w szczególności Gryfonów.
Na szczęście pytania okazały się łatwe. W większości nie było nawet podchwytliwych treści, ani haczyków. Wszystko poszło sprawnie i obyło się bez problemów.
Piętnaście minut przed końcem lekcji Snape zebrał arkusze. Odłożył je na biurko, po czym zaczął rozdawać ocenione eliksiry.
Harry ucieszył się, kiedy na swojej fiolce zauważył duże P. Był na tyle szczęśliwy, że uśmiechnął się do Snape’a i jego pupilka - Malfoya. Chwilę później zadzwonił dzwonek i uczniowie opuścili salę. Gdy Harry wychodził na korytarz, musiał się powstrzymywać, żeby nie zacząć podskakiwać.
W drodze do Wielkiej Sali spotkali Rona. Chłopak obrzucił ich nienawistnym spojrzeniem i odszedł bez słowa. Na Harry'ego to nie działało. W tej chwili nic nie mogło zepsuć mu dobrego humoru. Poza tym reakcja byłego przyjaciela była dla niego korzystna. Im dłużej nie odzywali się do siebie, tym lepiej dla wszystkich.
Niestety okazało się, że Hermiona nie była tak odporna jak on. Jej mina świadczyła o tym, że zajście miało na nią negatywny wpływ.
- Słuchaj, jeśli chcesz, to z nim pogadaj. To, że ja go ignoruję, nie znaczy wcale, że ty musisz robić to samo - powiedział.
- Wiem - mruknęła.
Harry poklepał ją po plecach, a ponieważ właśnie dotarli na miejsce, ruszył do stołu Ravenclawu. Przywitał się z Cho i usiadł obok niej.
- Jak się dzisiaj spało? - zapytał.
- Dobrze, chociaż czułam się trochę samotna - odpowiedziała kokieteryjnie.
- Może uda nam się rozwiązać ten problem. - Uśmiechnął się.
Nie brał tego na poważnie. Dla niego był to żart, mający na celu rozdrażnienie osób, które interesowały się ich związkiem tak bardzo, że nawet teraz bez skrępowania przysłuchiwały się ich rozmowie.
- Masz ochotę na tosta? - spytała Cho, zmieniając temat.
- Tak, chętnie. - Harry odgryzł kawałek, który brunetka podsunęła mu pod nos. - Spotkamy się po kolacji? - zapytał.
- Oj! - Brunetka wyglądała na szczerze zmieszaną. - Przykro mi, ale dzisiaj nie mogę. Mam szlaban - wyjaśniła, zwieszając głowę. - Ale może jutro?
- Wybacz, ale jutro ja nie dam rady. - Uśmiechnął się smutno. - Zaplanowałem eliminacje a nie jestem w stanie przewidzieć, ile mi się zejdzie.
- W porządku. Możesz dołączyć do mnie później. - Te słowa wyszeptała mu do ucha.
- Składasz mi jakąś niemoralną propozycję?
- Interpretuj to jak chcesz.
- Dobrze, ale pamiętaj, że sama będziesz sobie winna. - Zaśmiał się. - Widzimy się na kolacji - dodał, po czym złożył na jej ustach długi pocałunek i odszedł do swojego stołu. Nie mógł w końcu zaniedbywać swoich przyjaciół, zresztą coś mu się nie podobało w zachowaniu Cho.

* * *

- Cicho, Harry idzie! - szepnęła Hermiona.
Na szczęście brunet niczego nie usłyszał i bez słowa usiadł obok Mike'a. Zaczął szukać jakiegoś przysmaku, ale zauważył, że szatynka nie odrywała od niego wzroku.
- Co?
- Czemu nie siedzisz z Cho? - zapytała, a w jej głosie dominowała podejrzliwość.
Czasami nieświadomie upodobniała się do osób, które rozsiewały po szkole plotki. Lubiła interpretować różne sytuacje i zachowania, żeby potem dochodzić do odpowiednich wniosków. Było to swego rodzaju hobby, dzięki któremu wiedziała, jak dobrze udało jej się poznać ludzi. Na szczęście nadal różniła się czymś od szkolnych plotkarzy. Nigdy nie rozpuszczała żadnych bajek i wszystkie obserwacje zachowywała dla siebie.
- Więc? - dopytywała się, gdyż Harry jej nie odpowiedział.
- Och, daj spokój. - Harry przewrócił oczami i sięgnął po sok. - Jestem z Cho, ale to nie znaczy, że musimy być nierozłączni.
Hermiona nie wierzyła, że tylko o to chodziło, ale dała sobie spokój, bo wiedziała, że i tak nie wydusi z przyjaciela niczego więcej.
- A mi się wydaję, że Cho coś ci powiedziała, tylko nie chcesz się do tego przyznać. Może się wkurzyłeś, a może tylko poczułeś się skrępowany. Mam rację? - Do rozmowy włączył się Mike. - Jeśli tak, to co cię tak speszyło?
- Nic, o czym musiałbyś wiedzieć.
Ponieważ Harry nie przemyślał swojej odpowiedzi i tego, że tym sposobem potwierdził przypuszczenia przyjaciela, oblał się delikatnym rumieńcem.
- No więc? - Mike uśmiechnął się triumfalnie.
W odpowiedzi Harry posłał mu mordercze spojrzenie, dając tym do zrozumienia, że nie będzie o tym mówił, zwłaszcza w obecności Hermiony. Mike kiwnął głową i udał, że ostatecznie porzucił ten temat. W rzeczywistości już obmyślał plan, który miał mu pomóc wyciągnąć odpowiednie informacje.
Niedługo potem ruszyli na dwugodzinną lekcję zaklęć. Na zajęciach ćwiczyli uroki gospodarcze. Profesor Flitwick dał im jasno do zrozumienia, że część tego materiału na pewno pojawi się na egzaminach. Całe szczęście, że większość klasy całkiem dobrze sobie radziła.
Po kilku ostatnich próbach, paru przekleństwach i ukaraniu Seamusa szlabanem, profesor Flitwick przeszedł do kolejnego tematu – uroków ochronnych.
- Moi kochani, wchodzimy w bardzo rozbudowany dział. Zaczniemy uczyć się o zaklęciach defensywnych. Nie będą to tylko tarcze, które zapewne znacie już z lekcji obrony, lecz bardziej złożone i skomplikowane uroki, wymagające większego wysiłku i skupienia - mówił maleńki profesor.
Harry nie słuchał nauczyciela i z ożywieniem dyskutował z Mikiem. Wypytywał go, czy przypadkiem nie trenuje quidditcha i nie miałby ochoty dołączyć do drużyny. Niestety nie zdążył się tego dowiedzieć, gdyż usłyszał nad sobą piskliwy głos profesora.
- Panie Potter, czy ja panu nie przeszkadzam?
- Skądże znowu!
- W takim razie może wyjaśni pan klasie, jak działa zaklęcie Fideliusa?
- Yyy... chwileczkę.
Harry był rozdarty. Z jednej strony ogarnęło go przerażenie, bo zdawał sobie sprawę, że skutkiem nieudzielenia odpowiedzi będzie sroga kara. Z drugiej strony wiedział, że czytał o działaniu tego zaklęcia, jednakże teraz, kiedy czuł presję, niczego nie mógł sobie przypomnieć. Nie pomagał mu również widok ręki Hermiony, która falowała w górze niczym latawiec w czasie wichury.
Na szczęście wziął się w garść i przypomniał sobie rozmowę, którą podsłuchał w Trzech Miotłach, kiedy był na trzecim roku.
- Zaklęcie Fideliusa jest bardzo złożonym urokiem. Polega na tym, że tajemnica zostaje zamknięta w duszy człowieka. Osoba ta nazywana jest Strażnikiem Tajemnicy. Nie można odnaleźć ukrytej informacji, chyba że sam Strażnik zechce ją wyjawić. W innym wypadku pozostaje niedostępna.
- Pięć punktów dla Gryffindoru - powiedział profesor Flitwick. - W przyszłości prosiłbym jednak o większą uwagę.
- Oczywiście - odpowiedział Harry.
Kiedy nauczyciel powrócił do swojej katedry, brunet odetchnął z ulgą. Tym razem mu się udało, ale nie mógł liczyć, że zawsze dopisze mu szczęście. Z tego powodu postanowił bardziej uważać, ale zanim to zrobił, nachylił się do Mike'a i szepnął mu do ucha:
- I tak się nie wymigasz, przemagluje cię wieczorem.
- Nawet nie miałem takiego zamiaru. - Zaśmiał się Mike. - Ale ostrzegam, też nie będę milczał.
Od tego czasu chłopcy nie odezwali się już do siebie słowem. Dopiero kiedy zadzwonił dzwonek i wyszli na korytarz, wznowili rozmowę. Nie poruszali jednak tematów, które ich najbardziej interesowały. Skupili się raczej na błahostkach.
Na drugiej godzinie zaklęć profesor Flitwick omawiał dokładne działanie zaklęcia Fideliusa. Opowiedział również, jak wyglądał proces towarzyszący jego rzuceniu. Harry starał się słuchać i notować każde słowo nauczyciela, dlatego na tej lekcji również nie odzywał się do Mike’a.
Po zaklęciach mieli dwie godziny obrony przed czarną magią. Ponieważ profesor Darkside była dobrym nauczycielem, potrafiła zainteresować swoim przedmiotem. Oprócz tego, że mówiła z prawdziwą pasją, zawsze była gotowa odpowiedzieć na pytanie, znajdowała też czas na jakieś ćwiczenia praktyczne. Harry zawsze lubił obronę, niezależnie od tego, kto jej nauczał. Oczywiście nie wliczając w to lat, w których przedmiot prowadzili Lockhart i Umbridge. Niezależnie od chęci i sympatii do profesor Darkside, dzisiaj było jednak inaczej.
Harry w ogólne nie interesował się przebiegiem zajęć, gdyż jego myśli zaprzątała wieczorna rozmowa z Mikiem. Zastanawiał się, w jaki sposób wyciągnąć z przyjaciela informacje i jak je wykorzystać, rzecz jasna na swoją korzyść.
Męczyło go również to, że nie wiedział, co Mike planował dla niego. Co prawda domyślał się, że blondyn chciał poruszyć temat Cho. Problem polegał na tym, że Harry nie za bardzo tego chciał, mimo że nie miał niczego do ukrycia.
Profesor Darkside właśnie mówiła o zagrożeniach związanych z używaniem czarnej magii. Tak naprawdę na każdej lekcji o tym przypominała. Podkreślała również, że sama nie miała nic przeciwko uczenia się jej, ale w ograniczonych ilościach.
Nagle zadzwonił dzwonek, ale kobieta nie miała zamiaru przerwać zdania w połowie i spokojnie dokończyła swoją myśl. Zadała również kolejne wypracowanie, psując tym humory szóstoklasistów. Na koniec życzyła wszystkim udanego weekendu i z uśmiechem na ustach wyszła z klasy.
Harry bardzo szybko opuścił salę, mając nadzieję, że przed kolacją uda mu się spotkać Cho. Niestety jego plany zostały pokrzyżowane przez Mike’a.
- Chyba nie będziesz mnie cały dzień unikał? - zapytał blondyn.
- Nie, dlaczego miałbym?
- Może nie znam cię długo, ale wiem, że poważne rozmowy to nie twoja bajka. - Zaśmiał się. - Jak chcesz, to mogę załatwić coś na rozluźnienie - dodał konspiracyjnie.
- Nie ma problemu. - Kiwną głową. - A teraz wybacz, chcę znaleźć Cho.
- Jasne, nie ma sprawy. - Harry oddalił się od przyjaciela, więc nie dostrzegł błysku w jego oczach.
Niedługo potem skorzystał z kilku tajnych przejść, żeby szybciej znaleźć się pod pokojem wspólnym Krukonów. Gdy miał chwycić za kołatkę w kształcie orła, przejście się otworzyło i stanęła w nim Luna.
- Cześć, Harry - przywitała się. Zabrzmiała, jakby nie do końca kontaktowała z rzeczywistością. W sumie to nie było w tym niczego dziwnego, gdyż dziewczyna zawsze bujała w obłokach.
- Hej - odpowiedział. - Luna, słuchaj, mam do ciebie sprawę.
- O co chodzi?
- Widziałaś w środku Cho? Jeżeli ją widziałaś, to mogłabyś ją poprosić? - zapytał.
- Nie ma jej. Ale słyszałam, że poszła do biblioteki.
Harry się uśmiechnął.
- Dziękuję - krzyknął i pobiegł we wskazanym kierunku.
Kiedy dobiegł pod drzwi biblioteki, zatrzymał się, żeby zaczerpnąć tchu. W królestwie pani Pince musiał zachowywać się odpowiednio. Gdyby wszedł do środka, sapiąc jak lokomotywa parowa, kobieta od razu by go wyrzuciła.
Kilka chwil zajęło mu doprowadzenie się do porządku. Gdy jego oddech się unormował, przekroczył próg, a do jego nozdrzy wdarł się zapach starych pergaminów. Zaczął przechadzać się między regałami, szukając Krukonki. Dostrzegł ją przy dziale z książkami o transmutacji.
Ponieważ dziewczyna w skupieniu coś pisała i nie rozglądała się na boki, Harry zaczął się skradać, najciszej jak potrafił. Gdy był za plecami Cho, złapał ją w pasie i delikatnie obrócił.
Krukonka wydała cichy okrzyk, który od razu został stłumiony pocałunkiem bruneta.
- Harry! - jęknęła, gdy wyswobodziła się z uścisku. - Co ty tu robisz?
- Chciałem się z tobą zobaczyć, skoro później masz szlaban - odpowiedział.
Słysząc te słowa, Cho wyraźnie się rozluźniła. Czyżby obawiała się, że Harry ją kontroluje?
- Przepraszam, po prostu mnie zaskoczyłeś. - Uśmiechnęła się.
- Nic nie szkodzi. - Harry odwzajemnił gest. - Jak ci minął dzień? - zapytał.
- W porządku. Co prawda Snape dowalił nam koszmarnie długie wypracowanie, ale myślę, że spokojnie się z nim uporam i będę miała jeszcze trochę czasu dla siebie.
- Z pewnością - mruknął Harry. Trochę nie spodobało mu się to, że dziewczyna myślała tylko o sobie. Z drugiej strony ją rozumiał, bo on także miał swoje sprawy. - Masz ochotę na spacer? - zapytał.
- Chętnie.
 Cho spakowała swoje rzeczy do torby, odłożyła książki na miejsce i sprzątnęła ze stołu podarte kawałki pergaminu. Gdy ze wszystkim się uporała, powiedziała:
- Możemy iść.
- Jakieś szczególne życzenia?
- Nie, zdaję się na twój gust - odpowiedziała. Harry złapał ją za rękę i poprowadził do drzwi.
Kilkanaście minut później wyszli z zamku i od razu poczuli lekki chłód. Wieczory nie były już tak ciepłe, co świadczyło tylko o nieuchronnie zbliżającej się jesieni. Cho zaczęła delikatnie drżeć, więc Harry przytulił ją do siebie, sprawiając, że od razu poczuła się znacznie lepiej.
- Zmieniłeś się. - Cho jako pierwsza przerwała ciszę.
- Trochę nowych ciuchów i nic więcej.
- Owszem, ale akurat nie to miałam na myśli.
Harry zatrzymał się i spojrzał jej głęboko w oczy.
- A co?
- W zeszłym roku byłeś bardziej zamknięty. No wiesz, każdy twój krok przesiąknięty był niepewnością. Teraz jesteś bardziej stanowczy w tym, co robisz. Nie zastanawiasz się, tylko działasz.
- To chyba dobrze? - zapytał.
- Oczywiście. Cieszę się, że znalazłam chłopaka, który potrafi zapewnić mi coś więcej.
Harry uśmiechnął się i w ramach wdzięczności ponownie pocałował Cho.
- To też mi się podoba - powiedziała brunetka, kiedy oderwali się od siebie. - Z twojej inicjatywy nie wychodziło tak wiele gestów.
- Tak, wiem. - Pokiwał głową. - Po prostu postanowiłem zmienić coś w swoim życiu.
- Co masz na myśli?
- Między innymi to, że nie będę już cichą myszką. Jestem młody i muszę się wyszaleć. Kiedy miałbym to zrobić, jeśli nie teraz? Później może mi zabraknąć czasu, zresztą nie wiadomo, jak rozstrzygną się losy wojny. Poza tym zbyt często dawałem sobą pomiatać i to również mam zamiar zmienić.
- Nie do końca się z tobą zgadzam. - Cho uśmiechnęła się szeroko. - Moim zdaniem zdecydowanie dominujesz nad Malfoyem.
- Może masz rację. - Ponownie kiwnął głową i zapatrzył się na Zakazany Las. - Po prostu nie mogę mu pozwalać, żeby bezkarnie nabijał się ze mnie i moich przyjaciół.
Tym razem Cho nie odpowiedziała. Przez chwilę oboje milczeli, lecz w ogóle im to nie przeszkadzało. Wystarczyło, że byli razem i czuli bliskość swoich ciał.
- Nigdy nie zastanawiałam się, jak tu jest pięknie. - Kilka minut później Krukonka przerwała ciszę.
- Tak. Hogwart ma swój urok - odpowiedział Harry. - I wiesz co?
- Mmm?
- Jutro zrobię wszystko, żeby jak najszybciej zakończyć eliminacje. Wolę spędzać czas z tobą, niż użerać się z ludźmi, którzy nawet nie umieją latać na miotle.
- Naprawdę? - Cho rzeczywiście się ucieszyła. - Byłoby cudownie, ale chyba powinieneś skupić się na drużynie.
- Quidditch jest ważny, ale nie tak jak ty - odpowiedział Harry. Jego odpowiedź w zupełności usatysfakcjonowała dziewczynę.
Krukonka niezwykle cieszyła się z takiego poświęcenia. Żeby pokazać, jak wiele to dla niej znaczyło, przytuliła się do Harry'ego. W tej chwili nie potrzebowała niczego więcej.
Gryfon miał jednak inne plany. Odsunął się od niej i popatrzył jej w oczy. Zobaczył w nich zdezorientowanie, gdyż dziewczyna nie rozumiała, dlaczego tak nagle przerwał ich zbliżenie.
Mimo to nie wytłumaczył swojego zachowania, tylko uśmiechnął się i delikatnie złapał ją za podbródek. Powoli zbliżył swoją twarz do jej twarzy, nie przestając patrzeć w jej ciemne oczy. Kiedy ich usta prawie się spotkały, zatrzymał się na chwilę. Widząc, że Cho przymknęła już powieki, nie zwlekał dłużej i w końcu złożył na jej wargach pocałunek.
Krukonka od razu odwzajemniła gest, poddając się rozkoszy, która zawładnęła jej ciałem. Czuła się wspaniale, z każdą sekundą przeżywając silniejsze doznania. Chociaż Harry dotykał tylko jej ust, czuła pocałunki na całym ciele. Może miała wybujałą wyobraźnię, niemniej jednak nikt nie miał prawa odebrać jej tego, jak się czuła. A czuła się jak w raju.
Po kilku namiętnych chwilach Harry ponownie oderwał się od Cho. Dostrzegłszy rumieńce na policzkach dziewczyny, po raz kolejny się uśmiechnął.
- Musimy wracać, bo zaraz zaczyna się kolacja. - Krukonka przytaknęła. Wciąż przytulając się do Harry'ego, ruszyła z nim w stronę zamku.
Gdy weszli do Wielkiej Sali, pożegnali się ze sobą i rozeszli do swoich stołów. Harry usiadł pomiędzy Hermioną i Ginny. Uśmiech nie schodził mu z twarzy i nic nie mogło tego zmienić.
- Gdzie ty znowu byłeś? - zapytała pierwsza z dziewczyn.
- Matko, znowu zaczynasz? - zapytał. - Masz jakąś obsesję? - zażartował.
- Coś ty taki wrażliwy? - Hermiona również nie odpowiedziała na pytanie, a ponadto przewróciła jeszcze oczami. - Zastanawiałam się, co robiłeś, skoro zniknąłeś od razu po lekcji. Chyba mam prawo zapytać się o coś takiego?
- Nie zauważyłaś, że przyszedł z Cho? - Do rozmowy włączyła się Ginny. Ponieważ tym krótkim zdaniem rudowłosa udzieliła odpowiedzi na zadane wcześniej pytanie, Harry postanowił się już nie odzywać. Szatynka również nic więcej nie powiedziała, tylko zajęła się posiłkiem.
Nastała cisza. Każdy zanurzył się we własnych myślach i w spokoju zjadał swój posiłek.
- Rozmawiałaś z Ronem? - zapytał Harry, kiedy poczuł, że nie wciśnie w siebie więcej jedzenia. Odłożył sztućce i sięgnął po puchar z sokiem.
- Próbowałam, ale mnie olał - prychnęła Hermiona. W jej głosie było słychać złość i rozgoryczenie. Chyba nie mogła zaakceptować tego, jak została potraktowana.
- Jest zazdrosny i zdezorientowany - wtrąciła Ginny, sięgając po miskę z jakąś sałaką.
- O co?
- Czasami wydaje mi się, że jesteście niedorozwinięci umysłowo. - Uśmiechnęła się. - Ron myślał, że będziecie za nim biegać. Nie przypuszczał, że Harry tak łatwo znajdzie sobie innego przyjaciela. Był również przekonany, że ty wybierzesz jego towarzystwo - dodała, zwracając się do starszej przyjaciółki.
- Nie mówisz poważnie? - zapytał Harry, choć nie wyglądał na zaskoczonego. W przeciągu kilku lat spędził z Ronem naprawdę dużo czasu, dzięki czemu trochę go poznał. Nie tak bardzo, jak by sobie tego życzył, ale w końcu nie można mieć wszystkiego.
- Nie ważne - stwierdziła Hermiona, ucinając temat. Nie miała ochoty dyskutować o zachowaniu rudzielca, gdyż znoszenie chłopaka i jego huśtawki nastrojów w zupełności jej wystarczało. - Jego niedoczekanie, jeśli myśli, że będę za nim biegać. Szczególnie, że to on się na mnie wypiął, a nie ja na niego.
- A tak w ogólne, to gdzie Mike? - zapytał Harry, dopiero teraz dostrzegając nieobecność przyjaciela.
- Nie wiem. Zjadł kolację i gdzieś wyszedł - odpowiedziała Hermiona.
- Mówił, gdzie idzie? Albo chociaż po co?
- Powiedział tylko, że musi coś załatwić.
- O nie! - jęknął Harry i pacnął się w czoło. Właśnie  przypomniał sobie, że umówił się z przyjacielem na długą i poważną rozmowę. Kompletnie wyleciało mu to z głowy, jak również to, że Mike miał zorganizować coś na rozluźnienie.
- Co się stało? - zapytała Hermiona. Wyglądała na przerażoną. Prawdopodobnie pomyślała, że Voldemort właśnie zaatakował jego umysł. Jeśli tak, to trochę zapędziła się w swoich przypuszczeniach.
- Wiem, co Mike musiał załatwić.
- Może trochę jaśniej?
- Wierz mi, wolisz nie wiedzieć. - Hermiona wzruszyła ramionami i uznała, że może Harry miał rację.
Jednak Ginny była innego zdania i chciała się dalej kłócić. Z natury była nieustępliwa, jednakże teraz postanowiła zrobić wyjątek i ostatecznie sobie odpuściła.
- Dobra, ja też muszę już iść. - Harry wstał od stołu.
- Umówiłeś się z Cho? - zapytała Hermiona.
- Nie. - Pokręcił głową. - A nawet gdyby, to co? Zabroniłabyś mi? - Uśmiechnął się. - Wiesz, że i tak by mnie to nie powstrzymało.
Hermiona w odpowiedzi zrobiła tylko dziwną minę, przez co Ginny parsknęła głośnym śmiechem. Całe szczęście, że nie miała niczego w ustach, bo mogłoby się to dla niej źle skończyć. Niemniej jednak nie obyło się bez strat, ponieważ trzymała w ręku puchar z sokiem. Na skutek niekontrolowanego chichotu zaczęła się trząść, w konsekwencji rozlewając napój wokół siebie.
- Po prostu muszę coś załatwić - dodał Harry.
- No nie, następny - mruknęła pod nosem Hermiona. - Czy wam dzisiaj wszystkim odbiło? - zapytała na głos. Harry nie odpowiedział, bo zmierzał już w kierunku wyjścia.
Kiedy opuścił Wielką Salę, od razu przyspieszył tempo. Było to paradoksalne zachowanie, gdyż spieszył się, chociaż wcale nie chciał rozmawiać z Mikiem.
Po kilku minutach dotarł pod wieżę Gryfonów, zaczynając odczuwać lekki niepokój. Domyślał się, o czym Mike chciał z nim rozmawiać. Nie był z tego powodu zadowolony, bo sam nie wiedział, jak ustosunkować się do wątpliwości, które go ogarnęły.
Mimo odczuwanych lęków, wziął się w garść i pewnie wszedł do swojego pokoju. Gdy przekroczył próg, początkowo nigdzie nie dostrzegł Mike'a. Dopiero po kilku sekundach zauważył, że chłopak leżał na kanapie i bez celu patrzył się w sufit.
- Już miałem po ciebie iść.
- Chyba przez sen - mruknął Harry, po czym się zaśmiał. Chciał rozładować atmosferę, chociaż tylko on był zdenerwowany.
Mike nie zareagował na zaczepkę. Zmienił tylko swoją pozycję, stawiając nogi na podłodze. Gestem nakazał również, żeby przyjaciel zajął miejsce obok niego. Wykonując polecenie, Harry zorientował się, że na stole czekały już dwie butelki Ognistej Whisky.
- O czym chciałeś ze mną porozmawiać? - zapytał, chcąc już mieć tę rozmowę za sobą.
- Spokojnie, mamy dużo czasu. - Mike napełnił szklanki trunkiem. - Za udane eliminacje. -  Stuknęli się szklankami, po czym wypili wszystko do dna.
- Powiesz mi w końcu, czy grasz w quidditcha?
- Może. - Blondyn postanowił podrażnić się z przyjacielem i nie udzielać mu bezpośredniej odpowiedzi.
- Mów jaśniej!
- Może gram.
- Mike! - Harry zaczął tracić cierpliwość.
- Dobra, czasem grywam.
- Na jakiej pozycji?
- Ścigający.
- Świetnie, akurat ścigających brakuje mi w drużynie! Będziesz mógł się zgłosić. - Harry już zaczął się ekscytować. Ponieważ poczuł się trochę spokojniej, rozłożył się wygodnie na kanapie, zapominając, że przyjaciel nie zaczął jeszcze swojego przesłuchania.
- Harry, nie powiedziałem, że chcę należeć do drużyny - powiedział Mike. Wyglądał naprawdę poważnie.
- Co? - Brunet gwałtownie zerwał się do pionu. - Jak możesz?! - Udał obrażonego.
- Chciałbym się najpierw zaaklimatyzować, poza tym wolę oglądać mecze niż brać w nich udział.
- Tak nie może być! Skoro grasz, to musisz się zgłosić! - Harry zrobił błagalną minę. Musiał nakłonić przyjaciela do tego, żeby się zgodził! A jeżeli słowa nie wystarczą, to nawet uklęknie i w ten sposób będzie prosił o wsparcie.
- Możemy umówić się w inny sposób - stwierdził Mike. Chyba domyślił się, że przyjaciel może posunąć się do niezwykle drastycznych metod, byle tylko osiągnąć swój cel. Chcąc go dodatkowo zmiękczyć, ponownie nalał alkohol do szklanek. - Zdrowie. - Wzniósł toast.
- Okej, wyjaśnij mi, co masz na myśli - powiedział Harry, odstawiając pustą szklankę.
- Jeżeli nie znajdziesz odpowiedniego ścigającego, to się zgłoszę. Jednak ostrzegam, że będę patrzył na przebieg eliminacji i jeżeli zobaczę, że kogoś odrzucasz, chociaż był naprawdę dobry, to gorzko tego pożałujesz. - Mike próbował brzmieć groźnie, ale widać Ognista Whisky zaczęła już na niego działać, gdyż nie wypadł przekonująco.
- Dobra - zgodził się Harry, chociaż zrobił to niechętnie. - Ostatecznie mogę wpisać cię na listę rezerwowych - dodał.
- Okej, zgadzam się. Pod warunkiem, że najpierw sprawdzisz moje umiejętności.

* * *

Pół godziny później Mike doprowadził Harry’ego do stanu delikatnej nietrzeźwości. Zdawał sobie sprawę, że jego postawy nie można było nazwać chwalebną. Mimo to nie wahał się, bo wiedział, że było to absolutnie konieczne. W końcu stanowiło to jedyny sposób na wyciągnięcie z przyjaciela jakiejkolwiek informacji. A jeżeli miał mu pomóc, to musiał wiedzieć, w czym tkwił problem.
Harry z natury nie był wylewny. Często dusił w sobie emocje, nie myśląc o tym, że szczera rozmowa mogłaby przynieść mu ulgę. Ponieważ na trzeźwo nie zdradzał swoich sekretów, upicie go było koniecznością. Na całe szczęście nie należał do grupy osób, które umiałyby wlewać w siebie niezliczone litry wysokoprocentowych napojów, nie ponosząc przy tym żadnych konsekwencji.
- I wtedy zobaczyliśmy, że za tymi drzwiami stoi trójgłowy pies - bełkotał Harry, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, co mówił.
- Fascynująca opowieść. - Mike udawał zainteresowanego. - Ale może opowiesz mi o tym kiedy indziej?
- Jak chcesz - odpowiedział brunet i przez kilka sekund gapił się w podłogę. Jego wzrok był jakiś mętny. Jednak mimo ograniczonej percepcji, podniósł się z kanapy i ruszył do łazienki.
Gdy przechodził między meblami, zaczepił o stolik i upadł na łóżko.
- Niech to szlag! - zaklął. - Kto postawił tu to ździerstwo? - Podniósł się i po chwili znajdował się już w łazience.
Mike z niepokojem wpatrywał się w drzwi. Zaczął odczuwać wyrzuty sumienia, że doprowadził przyjaciela do takiego stanu, dlatego uważnie wsłuchiwał się w dźwięki dochodzące z łazienki. W końcu istniało prawdopodobieństwo, że Harry ponownie straci równowagę, zaliczy bliskie spotkanie z ziemią i zrobi sobie krzywdę.
- Nalej mi jeszcze - powiedział Harry kilka minut później, kiedy wrócił do pokoju. Na szczęście był cały i zdrowy.
- Pamiętasz, że jutro masz trening?
- Oj, nie marudź, tylko lej!
Mike wzruszył ramionami i spełnił prośbę. Wiedział, że nadszedł czas na rozpoczęcie najważniejszego tematu, bo Harry wyglądał na kogoś, kto powinien jak najszybciej położyć się spać.
- Co jest pomiędzy tobą i Cho?
- A co ma być?
- Mam wrażenie, że coś złego wydarzyło się podczas posiłku.
Harry się zmieszał.
- Wydawało ci się.
- Na pewno?
- Mmm.
Blondyn nie naciskał. Mimo że Harry nie potrafił już ustać na nogach, to nie był na tyle pijany, żeby się wygadać. Z tego powodu Mike musiał znaleźć inne rozwiązanie. Uznał, że najlepiej będzie udawać, że skończył drażliwy temat.
- Wypijmy za dziewczyny - wybełkotał Harry, gwałtownie podnosząc szklankę, co skończyło się tym, że oblał się alkoholem. - No nie, to moje najlepsze spodnie!
Mike nie potrafił się powstrzymać i wybuchnął głośnym śmiechem. Harry na trzeźwo był niezwykle zabawny, ale pijany był jeszcze lepszy.
- Nie śmiej się, pajacu! Wiesz ile te spodnie kosztowały? A co, jeśli plama nie zejdzie?
- Harry, jesteś czarodziejem, wystarczy jedno zaklęcie.
- Masz rację. - Harry trochę się uspokoił.
Zapanowała między nimi cisza, ponieważ obaj zanurzyli się we własnych myślach. Harry analizował swój związek z Cho, a Mike zastanawiał się, jak wyciągnąć z przyjaciela informacje.
- Wiesz, co mnie gryzie? Tak naprawdę nie wiem, co dla Cho jest ważne w naszym związku - niespodziewanie zaczął brunet.
- Co masz na myśli? - zapytał.
- Jesteśmy ze sobą od kilku dni, a praktycznie tylko się całujemy i jemy wspólnie posiłki.
- A ty miałbyś ochotę na więcej? - Mike zaczął rozumieć.
- Oczywiście. - Harry kiwnął głową, robiąc minę, jakby rozmawiał z kimś niedorozwiniętym umysłowo. - Nie zależy mi na samych pocałunkach, chciałbym poczuć coś więcej.
- Jesteś zboczony - zaśmiał się Mike.
- Co? - Harry wglądał na zdezorientowanego. - Nie rozumiem.
- Myślałem, że nie zależy ci tylko na jednym.
- Dalej nie wiem, o co ci chodzi. - powiedział, jednak po chwili na jego twarzy pojawiło się zrozumienie. - Ale mi nie chodziło o seks. - Zarumienił się.
- Nie? - zapytał z ulgą Mike.
- Nawet o tym nie myślałem. - Uśmiechnął się. - Chociaż chyba trafiłeś w sedno.
Mike uniósł pytająco brwi. Tym razem to on nie rozumiał.
- Wiesz, mam wrażenie, że jej bardzo na tym zależy - kontynuował Harry.
- A tobie?
- Nie wiem, nie odczuwam takiej potrzeby. Poza tym ja nawet… nie ważne - dokończył szybko.
- Ty nawet co? - zapytał Mike, chociaż domyślał się odpowiedzi.
- Nic, zapomnij o tym!
- Śmiało, mi możesz powiedzieć.
- Nie, to nic takiego. - Brunet w dalszym ciągu wykręcał się od odpowiedzi.
- Harry!
- No dobra, ale się nie śmiej, okej? - Mike kiwnął głową. - Bo ja nigdy…  ja jestem prawiczkiem. - Zarumienił się lekko, jakby było w tym coś złego.
- I co z tego? Nie mów, że się przejmujesz? - Uniósł w górę brwi, czekając na odpowiedź przyjaciela. Brunet chyba czuł się zażenowany albo skrępowany i nie miał zamiaru odpowiedzieć. - Jeżeli cię to pocieszy, to wiedz, że ja też jestem - dodał Mike.
- Naprawdę?
- Przecież bym cię nie okłamał. Poza tym uważam, że w tej kwestii nie należy się spieszyć. Nie powinno się tego robić z pierwszą lepszą osobą.
- Racja. - Harry kiwnął głową. Nie wyglądał przy tym na kogoś, kto niedawno wypił sporą ilość alkoholu. - Po prostu boję się, że jeżeli miałoby do czegoś dojść, to nie wiedziałbym, co robić.
- Wierz mi, wiedziałbyś.
- Mniejsza o to, chodzi o sam fakt.
- Jeżeli nie jesteś gotowy, to tego nie rób.
- A co z nią? Przecież wiecznie nie mogę odmawiać.
- Jeżeli zależy jej na tobie, to poczeka. A jeżeli nie, to znaczy, że nie była niczego warta.
- Może masz rację, dzięki - powiedział Harry, nieznacznie się uśmiechając.
- Nie ma sprawy. W końcu jesteśmy przyjaciółmi - odpowiedział Mike. - Tylko obiecaj mi jedno.
- Co?
- Jeśli się zdecydujesz, to opowiesz mi jak było. - Harry wybuchnął głośnym śmiechem. - Chyba czas spać, w końcu jutro czeka cię ciężki dzień - dodał.
- Niestety.
- Co z twoją energią? - spytał Mike, ale chyba nie spodziewał się usłyszeć odpowiedzi, bo  skierował się w stronę łazienki. - Chcesz iść pierwszy? - zapytał.
- Nie, idź. Ja sobie trochę poleżę.
- Jak chcesz.
Kiedy Mike zniknął w łazience, Harry wylegiwał się na kanapie, wpatrując się w sufit. Próbował zaplanować przebieg eliminacji, ale nie mógł się skupić. Postanowił przejść się po zamku z nadzieją, że może trochę wytrzeźwieje.
 Poszperał w swoich rzeczach i wyjął z kufra Pelerynę Niewidkę. Wychodząc z wieży, narzucił ją na siebie i ruszył na wędrówkę po zamku.
W trakcie pokonywania kolejnych korytarzy zastanawiał się, czy spacer był dobrym pomysłem. Kiedy opuszczał dormitorium, nie zwrócił uwagi na godzinę i teraz nie wiedział, od jak dawna trwała cisza nocna.
 Co do tego, że nie powinien być poza salonem, nie miał żadnych wątpliwości, bo po drodze spotkał kilku nauczycieli. Skarcił się w duchu, że nie pomyślał o nocnych patrolach. Ponieważ nie chciał jeszcze wracać do pokoju, postanowił udać się do lochów. Mimo że to właśnie tam znajdował się pokój wspólny Slytherinu, miejsce to było najbardziej spokojne, a przede wszystkim ciche.
Gdy schodził po schodach, musiał przytrzymywać się poręczy. Sytuacja ta uświadomiła mu, że zachował się lekkomyślnie, opuszczając wieżę Gryffindoru. W końcu nieustannie się chwiał, kręciło mu się w głowie i rozmazywał mu się obraz, jakby w ogóle nie miał na nosie okularów.
Najgorszy był jednak jego brak świadomości, że taki stan mógł wpędzić go w poważne tarapaty. Miał sobie wiele do zarzucenia, ale uważał, że Mike również się do tego przyczynił. W końcu perfidnie go podpuścił, wymuszając na nim kolejne dawki alkoholu. Chociaż Harry nie powinien obarczać przyjaciela winą, ponieważ sam ponosił odpowiedzialność za swoje czyny. W końcu miał swój rozum i mógł odmówić.
Kilkanaście minut później, kiedy udało mu się dotrzeć do lochów, poczuł się pewniej. Usiadł pod ścianą, zdjął z siebie pelerynę i starał się dokładnie przeanalizować wątpliwości, które nim targały. Ponieważ miał ich dość sporo, potrzebował czasu, żeby dojść do odpowiednich wniosków.
Przynajmniej dotarło do niego, że rozmowa z przyjacielem coś mu dała. Dzięki niej zaczął się poważnie zastanawiać, czy przypadkiem Cho nie chciała zaciągnąć go do łóżka. Może za dużo sobie wyobrażał, jednakże nie podobało mu się zachowanie dziewczyny. Rozumiał, że potrzebowała czasu dla siebie i swoich przyjaciół, ale powinna również pamiętać o nim, swoim chłopaku. Postanowił w najbliższym czasie przetestować Krukonkę. Jeśli potwierdzą się jego obawy, to z nią zerwie.
Harry próbował się przekonać, że takie rozwiązanie będzie dla niego najlepsze. W końcu wygląd nie był najważniejszy, bardziej liczyły się wzajemne relacje, chwile spędzone razem i niezapomniane randki. To na takich wartościach powinna opierać się podstawa idealnego związku.
Jeżeli tak stawiał sprawę, to o związku jego i Cho na pewno nie można było powiedzieć, że był idealny. Do tego brakowało mu naprawdę wiele. Ale jak mogłoby być inaczej, skoro jedyną czynnością, której się poddawali, było całowanie. Może to tylko przejściowe zachowanie, skoro dopiero budowali swój związek. Jeśli uznać, że to był ich główny problem, to dlaczego Cho zachowywała się tak, jakby zależało jej wyłącznie na tym, żeby wylądować z nim w łóżku?
Nim zdążył odpowiedź sobie na to pytanie, musiał bardzo szybko o wszystkim zapomnieć, ponieważ usłyszał czyjeś kroki. Na szczęście mimo przyćmionego umysłu zachował się przytomnie i szybko poderwał się do pionu, zarzucając na siebie Pelerynę Niewidkę. Zrobił to akurat w momencie, kiedy zza rogu wyszedł Malfoy. Był niewidzialny, więc postanowił to wykorzystać i jak najszybciej stąd odejść. Ruszył więc w stronę chłopaka, zachowując się najciszej, jak mógł.
Niedługo potem minął się z blondynem. Odetchnął z ulgą, kiedy na twarzy Malfoya nie dostrzegł niczego, co mogłoby świadczyć o tym, że chłopak wyczuł jego obecność. Ponieważ był pewny, że teraz mógł czuć się swobodniej, postanowił wrócić do wieży. Niestety zapomniał o jednym szczególe. Nie pomyślał, że Ślizgon nadal mógł go usłyszeć. 
Kiedy przestały do niego docierać dźwięki kroków blondyna, zatrzymał się i odwrócił w kierunku chłopaka. Widząc, że Malfoy uważnie obserwował korytarz, Harry uznał, że nadszedł czas, by zwiewać i to szybko. Zaczął biec, starając się nie wydawać przy tym żadnych odgłosów. Prawie mu się to udało, ale kiedy zbliżał się do końca korytarza i odwrócił się jeszcze raz, żeby sprawdzić, czy Ślizgon go nie usłyszał, potknął się i wpadł na stojącą obok zbroję. Na korytarzu rozległ się przerażający hałas, mogący obudzić nawet zmarłych.
- Cholera jasna! - zaklął Harry, próbując wygrzebać się z fałd peleryny i kawałków zbroi.
- Potter? - usłyszał nad sobą znienawidzony głos. - Co ty tu robisz?
- Malfoy! - warknął, wstając z podłogi. Starał się przy tym ukryć ogarniające go zażenowanie. W końcu nie był przyzwyczajony do tego, że przyłapywano go w takich sytuacjach.
- Na Merlina, co za szczęście, że upadek ci nie zaszkodził - odparł drwiąco. - Z łaski swojej mógłbyś mi jednak wytłumaczyć, skąd się tu wziąłeś?
- Nie muszę ci się z niczego tłumaczyć!
- Masz rację. - Kiwnął głową. - W sumie, to nawet nie chcę tego wiedzieć. - Draco odwrócił się i chciał odejść. Nie zrobił jednak nawet jednego kroku, ponieważ usłyszał sapiącego woźnego i zamarł.
- Filch! - jęknął. Tak naprawdę nie bał się, że mężczyzna złapie go poza pokojem wspólnym, bo jako prefekt miał prawo przebywać na korytarzu po ciszy nocnej. Bardziej obawiał się tego, że zostanie oskarżony o spowodowanie okropnego hałasu i rozczłonkowanie zbroi. Za to woźny mógł mu solidnie zwymyślać.
 Zanim zdążył zareagować w jakikolwiek sposób, poczuł, że ktoś pociągnął go pod ścianę i narzucił na niego jakiś płaszcz.
- Co ty robisz? - zapytał.
- Cicho bądź!
 W tym momencie pojawił się woźny. Podszedł do roztrzaskanej zbroi, po czym zgarnął ją na bok. Koło nóg kręciła się mu jego kotka Pani Norris.
- Kochana, widzisz to? - zwrócił się do zwierzęcia. - Ten przeklęty Irytek znowu próbuje doprowadzić mnie do szału. Ale nie martw się, jutro pójdziemy z tym do dyrektora - dodał mściwie. Przez chwilę stał i przyglądał się dowodowi zbrodni.
Po upływie dwóch minut wzruszył ramionami i ruszył w kierunku, z którego przyszedł. Nieświadomie przeszedł obok dwójki chłopców, stojących pod ścianą i ukrywających się pod peleryną. Mężczyzna nie mógł ich dostrzec, jednak jego pupil miał na to szanse.
 Harry wciągnął powietrze i poczuł, że serce zaczęło mu bić jak szalone. Chcąc uniknąć zdemaskowania, nieświadomie przysunął się do Malfoya. Musiał mieć pewność, że peleryna całkowicie ich zakrywała.
Ponieważ odległość, która dzieliła go od Ślizgona, była niewielka, poczuł intensywnie słodki zapach. Wciągnął głębiej powietrze, czując się odurzony niezwykle interesującą wonią. Mimowolnie zaczął się zastanawiać, czemu chłopak ją zawdzięczał.
Po chwili Harry otrząsnął się z obezwładniającego doznania i przypomniał sobie, że znajdował się w kryzysowej sytuacji. Odwrócił się w kierunku miejsca, gdzie przed chwilą był Filch i odetchnął z ulgą. Na szczęście mężczyzna zniknął za rogiem, a jego kotka pobiegła za nim. Ponieważ zagrożenie minęło, chłopcy zrzucili z siebie magiczny płaszcz.
- Mało brakowało - mruknął Harry.
- Dlaczego to zrobiłeś? - zapytał Draco, nie potrafiąc ukryć zdziwienia.
Harry nie odpowiedział.
- Czemu mi pomogłeś? - Malfoy zadał kolejne pytanie, w dalszym ciągu nie zmieniając swojej mimiki.
- A co, chciałbyś wpaść w brudne łapska Filcha? - Harry odpowiedział pytaniem. - Może marzy ci się dywanik u Snape'a?
Malfoy wyglądał na wyraźnie zniecierpliwionego. Włożył ręce do kieszeni i napastliwie wpatrywał się w Gryfona.
- Nie, nie chciałbym doświadczyć żadnej z tych rzeczy - odpowiedział. - Co nie zmienia faktu, że mi pomogłeś.
- Czy to ważne? Ciesz się, że ci się upiekło. 
Po tych słowach Harry chciał odejść. Nie miał Ślizgonowi nic do powiedzenia, dlatego odwrócił się na pięcie. Zrobił tylko kilka kroków, ponieważ Malfoy uniemożliwił mu dalszą wędrówkę, podbiegając do niego i łapiąc go za ramię.
- Poczekaj.
Harry wyrwał się z uścisku.
- Na co?
- Nie możesz iść na górę.
- Dlaczego?
- Potter, nie dotarło do ciebie, że wpadłeś na zbroję, bo jesteś pijany? Walisz alkoholem na kilometr, aż dziwne, że Filch się nie zorientował. - Przybrał oburzoną minę. - Poza tym chyba nie chcesz zabić się na schodach?
- Dam sobie radę. - Harry był tego pewny.
- Nie, nie dasz i dobrze o tym wiesz.
- Nie udawaj, że się o mnie troszczysz - warknął. - Zagrożenie minęło i jesteśmy bezpieczni, więc nie musisz mi się już podlizywać.
- Słucham?!
- Śmiało, nabijaj się ze mnie. No dalej, mów! - Zachęcał zaskoczonego Ślizgona. - Nie chcesz? To może ci pomogę? Patrzcie głupi, pijany Gryfon…
- Przestań! - przerwał mu Draco. - Pleciesz jak potłuczony. A tak swoją drogą, kto by przypuszczał, że ze Złotego Chłopca jest takie ziółko? - Uśmiechnął się.
- Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz.
Malfoy zrobił minę, wyrażającą głębokie zainteresowanie. Chyba dałby naprawdę wiele, byleby tylko poznać sekrety zielonookiego Gryfona.
- To nie czas i miejsce na takie rozmowy - mruknął. - Chodź z mną, to dam ci eliksir na kaca.
- Nigdzie nie idę! - zaprotestował Harry.
- Ależ owszem, idziesz i nie kłóć się ze mną! Przez twoje głupie zachowanie ktoś znowu może tu przyleźć. A nie możemy liczyć, że szczęście ponownie nam dopisze i nikt cię nie wyczuje.
- Sugerujesz, że śmierdzę? 
Malfoy przewrócił oczami.
- Tak, jak każdy, kto wcześniej pił. A teraz chodź już - powiedział błagalnie, łapiąc bruneta za rękę.
- Ale ja nie chcę iść do waszego dormitorium. Zabiją mnie, jak tam wejdę.
- Nie marudź, wszyscy już śpią. - Malfoy miał ochotę ponownie przewrócić oczami. - W razie, gdybyś nie wiedział, to dochodzi trzecia i o tej porze nawet Ślizgoni są już w łóżkach. Poza tym moje dormitorium jest bliżej, bo za…
- Tak, wiem. Za tym zakrętem jest wejście - przerwał mu Harry, nieświadomy tego, że się wydał.
- Skąd wiesz?
- Nie wiem, o czym mówisz - odpowiedział, kiedy uświadomił sobie, że popełnił gafę.
- Nie udawaj głupiego!
Harry głośno wciągnął powietrze. Wiedział, że było już za późno, aby naprawić błąd. Niestety będąc pod wpływem alkoholu, najpierw mówił, a dopiero potem myślał.
- Byłem w waszym pokoju na drugim roku. - Postanowił wyjaśnić tajemnicę swojej wiedzy. W końcu nie było sensu kłamać.
- Po co?
- Musiałem sprawdzić, czy to nie ty byłeś dziedzicem Slytherina.
- To niemożliwe, żebyś od tak wszedł sobie do naszego salonu! - zaprzeczył Malfoy.
- A czy ja powiedziałem, że po prostu do was wszedłem?
Draco zatrzymał się na środku korytarza i popatrzył na Harry'ego. Kilka sekund milczał, lecz po chwili walnął się w głowę.
- Użyłeś peleryny? - zapytał.
- Nie.
- To w jaki sposób ci się to udało?
- Eliksir Wielosokowy.
- Co!? - Malfoy wytrzeszczył oczy. - Ukradłeś Snape’owi eliksir?
- Nie! - Harry zaprzeczył. Dlaczego najłatwiej było uznać, że coś ukradł? - Sami go przygotowaliśmy.
- Dobra, więcej nie muszę wiedzieć - powiedział Draco. Tak naprawdę kłamał, bo z chęcią poznałby więcej szczegółów, ale teraz nie był na to gotowy. - Poza tym jestem pod wrażeniem. Nie spodziewałem się takiego planu, zwłaszcza po Gryfonach.
- Czy wiesz, że właśnie powiedziałeś mi komplement? - Brunet się uśmiechnął.
- No cóż, każdy popełnia błędy.
- Wiesz, że miałem być Ślizgonem? - palnął Harry.
- Co!? - Po raz drugi dzisiaj udało mu się wytrącić Ślizgona z równowagi. - To niemożliwe!
- Jestem w Gryffindorze, bo… nie ważne.
- Jak już zacząłeś mówić, to przynajmniej skończ.
- Z dwóch powodów. Jednego nie powiem, bo ci nie ufam. A nie jestem w Slytherinie, bo poprosiłem Tiarę, żeby mnie tu nie umieszczała.
- Dlaczego? Przecież ten dom nie jest taki zły.
- Wiem. Po prostu nie chciałem mieszkać z tobą - powiedział, nie będąc w stanie sobie wyobrazić, ile bólu sprawił blondynowi tym wyjaśnieniem.
Malfoy bardzo dobrze potrafił ukrywać emocje, najczęściej pod maską zimnego drania. Z tego powodu Harry niczego nie dostrzegł. Mimo że Ślizgon nie ujawnił swoich odczuć, to w głębi siebie poczuł ogromny smutek. Myśl, że był tak blisko spełnienia swoich marzeń, bardzo go zdemotywowała.
Chłopcy zatrzymali się pod ścianą. Dla zwykłego obserwatora miejsce to nie było wyjątkowe, jednakże Harry i Draco wiedzieli, że właśnie tutaj znajdowało się wejście do kwater Slytherinu.
- Liczy się tylko czystość krwi - powiedział Malfoy. - Jak chcesz, to wejdź pod pelerynę, tylko złap mnie za ramię, żebym wiedział, gdzie jesteś - dodał.
- Dobra - odpowiedział Harry i zrobił tak, jak podpowiedział mu chłopak.
Gdy weszli do środka, brunet poczuł się tak samo, jak cztery lata temu. Salon Ślizgonów miał swój urok, ale było w nim również coś odpychającego. Chociaż może była to tylko kwestia nieprzyzwyczajenia.
- To mój pokój - powiedział Draco, otwierając jedne z pierwszych drzwi.
- Każdy ma swój? - zapytał Harry.
- Nie, tylko prefekci. - Blondyn się uśmiechnął. - A co, wy śpicie razem? - zakpił.
- Nie przeginaj!
- Dobra, przepraszam.
- Słucham? - Harry wytrzeszczył oczy. - Chyba upadek na zbroję mi zaszkodził, bo się przesłyszałem. Ty przepraszasz mnie? - Pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Taa, świat oszalał - mruknął Draco. - To powiedz mi, jak jest u was z sypialniami.
- Cóż, po części miałeś rację. - Brunet się zaśmiał. - Do zeszłego roku musieliśmy w piątkę dzielić dormitorium. Dopiero teraz mamy podwójne sypialnie, które wzbogaca wypasiona łazienka. Mógłbym przysiąc, że jest nawet lepsza od tej dla prefektów.
- No, nie! A skąd wiesz o łazience prefektów?
- Mam parę kontaktów, poza tym od tego roku mogę z niej korzystać. - Na chwilę zamilkł. - Chociaż tego nie robię - dodał.
- A co sądzisz o mojej sypialni? - Malfoy zmienił temat.
- Naprawdę chcesz wiedzieć? -  Chłopak kiwnął głową. - Mmm... 
Harry rozejrzał się po pokoju. Właściwie oprócz tego, że kolory były typowo ślizgońskie, to wszystko wyglądało dobrze – ogromne dwuosobowe łóżko, wielka drewniana szafa, kilka półek, mahoniowe biurko.
- Przytulna - odpowiedział po chwili. Na twarzy Draco pojawił się szeroki uśmiech.
- Usiądź, a ja przyniosę ci eliksir.
- Dlaczego to robisz? - zapytał Harry. - Przecież mógłbyś mnie wydać. Za alkohol miałbym niemałe kłopoty.
- Mam swoje powody. A poza tym ty też mi dzisiaj pomogłeś - odpowiedział, po czym zniknął za drzwiami łazienki.
 Harry usiadł na łóżku i słuchał dźwięków, które dochodziły z sąsiedniego pomieszczenia. Chyba Malfoy musiał przekopać całe pomieszczenie, żeby znaleźć odpowiedni specyfik.
Zanim Draco wrócił do pokoju, zaczął robić się strasznie senny. Położył się na łóżku i myślał o tym, że chciałby znaleźć się u siebie w pokoju. Co mnie skłoniło, żeby włóczyć się po zamku i to w dodatku po lochach? - pomyślał, po czym przymknął powieki i chwilę potem zasnął.
- No mam! Już myślałem, że… - Malfoy przerwał, widząc, że Harry usnął.
Kilkadziesiąt sekund stał bez ruchu, zastanawiając się, co zrobić. Nie wpadł na żaden sensowny pomysł, więc podszedł tylko do bruneta, żeby sprawdzić, czy ten nie robił sobie z niego żartów.
Gdy stanął nad Gryfonem, usłyszał jego wolny i miarowy oddech. Zrozumiał wówczas, że chłopak padł ze zmęczenia.
Draco uśmiechnął się do siebie. Ponieważ nie było sensu budzić Harry'ego, bo i tak nie byłby w stanie wrócić do swojej wieży, blondyn postanowił go przenocować. Zobaczenie miny, którą chłopak będzie miał następnego dnia, będzie bezcenne.
Podszedł do bruneta i zaczął go rozbierać. Zdjął mu buty, skarpetki i z wielkim trudem koszulkę. Następnie przykrył go kołdrą. Jego rzeczy położył na krześle, kładąc na nich również eliksir. Następnie machnął różdżką, żeby zamknąć drzwi. Wykonawszy wszystkie czynności, rozebrał się i położył po drugiej stronie łóżka. W końcu nie miał zamiaru spać na podłodze, bo Potter usnął w jego łóżku.
Z tą myślą, zamknął oczy i po chwili również odpłynął w krainę Morfeusza. 

~ ~ ~ ~

Bardzo dziękuję za komentarze pod ostatnim postem. Mam nadzieję, że teraz nie będzie gorzej :D I na koniec jeszcze jedno - Seya, dziękuję za sprawdzenie tego rozdziału. :)

10 komentarzy:

  1. Jestem pierwsza jupiiii! Rozdział świetny Draco jes w nim normalny i fajnie że pomógł Harry'emu. Chciałabym widziec jego minę jak sie obudzi bo to by było świetne. Życzę weny i czekam na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten rozdział jest chyba najlepszy ze wszystkich zwłaszcza końcówka jedno słowo bezcenne

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytane, to trzeba skomentować tą perełkę :) To tak:
    Hermiona strasznie wściubia we wszystko nosa! Ja nie wiem, co jej zrobiłeś, ze taka sie stała? :D A może.... taki mi pomysł własnie do głowy przyszedł... jest zazdrosna o Harry'ego, czy coś, ze aż tak bardzo się interesuje gdzie i kiedy był i wgl...?
    Od Harry'ego i Cho już się aż niedobrze robi. Trzymam kciuki żeby szybko zerwali.
    No i Harry i Draco... Tu pojechałeś... Najpierw Harry pomaga Draconowi, a potem Malfoy Potterowi, gdyby było na odwrót w sensie, ze najpierw Malfoy Harry'emu to jeszcze bym zrozumiała, bo w końcu chce się z nim pogodzić. No, ale tak to totalne zaskoczenie. No i skończyłeś w takim momencie... Ja chcę wiedzieć reakcję Harry'ego gdy będzie trzeźwy!

    OdpowiedzUsuń
  4. Danielu, Danielu... Właściwie wiesz mniej więcej, co sądzę o tym rozdziale, ale przez tę cudowną dedykację, za którą bardzo serdecznie Ci dziękuję, nie mogłam się powstrzymać od skomentowania!:)
    Na samym wstępie: nienawidzę Cho, a Hermiona mnie wkurza, ale o tym już wiesz.:D Uwielbiam za to Mike'a. Jest trochę podstępny i cwany jak na gryfona, czy nie powinien być czasem w Slytherinie?xd
    Harry w tym rozdziale ma świetne riposty, moja ulubiona to ta, gdy Harry mówi, że nie nie jest w Slytherinie, bo nie chciał mieszkać z Draco. No po prostu genialne!
    Cieszę się, że Harry wygadał się Mike'owi. Tak sobie myślę, że nie powinien być tak skryty. Jeśli chodzi o Hermionę, to rozumiem, bo ona jest zbyt wścibska, zresztą mam wrażenie, że ona ma poczucie, że jest najmądrzejsza i wszystko wie najlepiej, więc każdy powinien jej wszystko mówić. Mam jej już serdecznie dosyć, jak dla mnie, to może jej w ogóle nie być w tym opowiadaniu; ale o tym też już wiesz.:)
    Jeśli chodzi jeszcze o Harry'ego, to mam nadzieję, że w przyszłości będzie on bardziej otwarty względem Mike'a i że w końcu dogada się z Draco. Myślę, że ich trójka mogłaby być fajną paczką przyjaciół. Poza tym, jeśli połączą wszystkie swoje pomysły i umiejętności, to będą się pewnie działy niezłe rzeczy, jak nic rozniosą Hogwart w drobny mak.:D Nie mogę się doczekać!
    Jeszcze zakończenie! Kompletnie niespodziewana i kompletnie fascynująca scena. Nie wierzę, że Harry zasnął w legowisku węży. I nie wierzę, że Malfoy właściwie ululał go do snu. To było na swój sposób urocze.:) Oni powinni być przyjaciółmi już od dawna, pasują do siebie.
    To tyle ode mnie. Życzę Ci weny i w ogóle wszystkiego!
    Seya:)

    PS Ta dedykacja naprawdę sprawiła mi radość. Jest cudowna. Dziękuję!:D

    OdpowiedzUsuń
  5. Czy Hermiona i Mike zaplanowali upicie Harry'ego czy to był pomysł Mike'a? Nawet cwanie to wymyślili tylko pod koniec zapomnieli, że Harry lubi nocne wędrówki :) Fajnie, że Draco mu pomógł. Może dzięki temu jakoś się dogadają. Jest nadzieja
    Zgadzam się z Hermioną, obie nie lubimy Cho.
    Ron dorośnij. A myślałam, że z wiekiem stajemy się mądrzejsi.
    Bardzo przyjemnie czytało mi się ten rozdział. Pod koniec był całkiem:P
    Tak więc z niecierpliwością wyczekuję następnego rozdziału i życzę powodzenia:D

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam,
    cóż mi się Choo nie podoba, i niech Harry tego nie ciągnie, tak opili się, a Harry postanowił zrobić sobie przechadzkę po zamku, jeszcze to spotkanie z Draco, jak widać Draco bardzo źle się poczuł jak usłyszał dlaczego Harry nie chciał być w Slytherinie....
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  7. Harry śpi w jednym łóżku z Draco, nie mogę! To urocze. Fajnie, że zaczynają się dogadywać.

    OdpowiedzUsuń
  8. *zmęczona życiem siada do komputera i wklepuje adres Daniela* to na czym ja skończyłam? aa, już wiem.
    *czyta rozdział, ale po chwili przerywa i wraca do poprzedniego akapitu* Nie... CHO? HARRY Z CHO?! Boże, przecież oni się zeszli! Daniel, ja rozumiem, wiesz Ginny nie i w ogóle, ludzie się zmieniają, ale... CHO?! Nie, ja nadal cię uwielbiam, ale... no, Daniel, CHO!
    *uspokaja się powoli i zaczyna czytać dalej* O! Czyżby Hermiona była zazdrosna? Nie, Harry, oświecę cię! Ona widzi, jaka z Cho jest suka (przyszło mi na myśl określenie lafirynda, ale jednak nie) i nie chce, żeby cię zraniła! Potter, czemu ty jesteś taki ślepy!
    * z uśmiechem na ustach czyta o pijanym Harrym i Mike'u, który próbuje z niego coś wyciągnąć* Ciekawe tematy, mają te nasze chłopaki, nie ma co. Harry jest prawiczkiem, to jasne (no chyba, że Rowling nam czegoś nie powiedziała...), ale do Mike'a miałam wątpliwości... Ale, ok, rozumiem! Mogłabym teraz snuć marzenia, że Harry z Hermi, a Mike z jakąś super-ekstra lasencją... albo Mike z Hermi? W sumie, nie byłoby tak źle!
    *gdy pojawia się Malfoy, przeczuwa dwuznaczne propozycje* Malfoy! Brachu kochany! Pachnie słodko, chciałabym poczuć ten zapach xD. Z czystej ciekawości, pragnę zaznaczyć! Draco ciekawie zareagował na słowa naszego Złotego Chłopca, Harry w Slytherine interesująca wizja.
    Daniel! Harry śpi w łóżku Draco i to jest ok. Darco przygląda się Harry'emu i nie wie co ma robić i to też jest ok. ALe, żeby go rozbierał? Nie wiem, nikt mnie nigdy nie rozbierał (xD), ale nie wiem, czy Harry będzie szczęśliwy, że MALFOY go dotykał. No wiesz, on nadal uważa go za wroga, chociaż to coraz mniej.
    Ten komentarz jest straszny, ale chyba go zrozumiesz. Przynajmniej taką mam nadzieję.
    Życzę weny i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam się szczerze, że nie do końca rozumiem, dlaczego wszyscy, a przynajmniej większość, nie lubi Cho. Okej, nie była perfekcyjna, ale czemu jej związek z Harrym wywołuje aż takie poruszenie? :D No ale przynajmniej się cieszę, że udaje mi się wzbudzać różne emocje.

      Mike musiał być prawiczkiem! Przynajmniej Harry czuje się z tą informacją lepiej, no i nie za bardzo miałem kiedy rozdziewiczyć Mike'a (Boże, wybacz, że to tak dziwnie brzmi! xd). Musiałby to zrobić przed początkiem mojego opowiadania, czyli, według mnie, zdecydowanie zbyt wcześnie albo teraz, no ale... Tak, znowu te niedomówienia. :D Czasami nie umiem się wysłowić. xd

      Twoje marzenia mogą okazać się rzeczywistością. :D No ale to czas pokaże. :D

      Według mnie Malfoy Rowling jest bardziej złożoną postacią, niż się nam wydaje. Kiedy zacząłem pisać swoją wersję „Księcia Półkrwi”, nie zastanawiałem nad kanonicznością bohaterów. Nie chciałem, aby ich charaktery odbiegały od kanonu, ale nie chciałem również ograniczyć się w żaden sposób. Z Malfoyem jest tak, że chcę spróbować uchwycić jego złożony charakter. Stąd też może zachowywać się dziwnie i robić coś, co w ogóle nie jest do niego podobne. :D

      Pozdrawiam! :D

      PS Nawet nie wyobrażasz sobie, jaką przyjemność sprawiają mi Twoje komentarze. :D Rozbawiasz mnie, no i podoba mi się Twoja zaskakująco poprawna interpretacja niektórych fragmentów. :)

      Usuń
  9. Hej,
    wspaniale, cóż ja mogę powiedzieć... Choo mi się nie podoba, i niech Harry nie ciągnie tego, ha tak opili się, a Harry postanowił zrobić sobie przechadzkę po zamku, jeszcze to spotkanie z Draco, Draco bardzo źle się poczuł jak usłyszał od Harrego dlaczego ten nie chciał być w Slytherinie....
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń